środa, 18 października 2023

 

Zatruty kwiat na drodze powołania.

W portalu internetowym ukazał się wywiad, jakiego udzielił mu były ksiądz, obecnie pastor kościoła protestanckiego, który odnosząc się do ekscesów seksualnych na jednej z katolickich parafii, o których szeroko informowały media, stwierdził, że kiedyś klerycy wymykali się z seminarium, aby zażywać cielesnych rozkoszy w agencjach towarzyskich, kiedy dziś nie muszą się już trudzić, bo panienki lekkich obyczajów przychodzą bezpośrednio do ich seminaryjnych pokoi.

Wiem, że dawny wielebny ponoć w młodości na własnej skórze doświadczył niecnych praktyk ze strony ludzi w sutannach (przynajmniej tak swego czasu twierdził), ale to nie uprawnia go do snucia historyjek nie mających nic wspólnego z rzeczywistością.

Mam prawo do tak krytycznej oceny, bo zdaje się jesteśmy w podobnym wieku i seminaryjną przygodę zaliczaliśmy w tym samym okresie.

Owszem, zdarzały się przypadki, że wśród kolegów mieliśmy być może takich, którzy kochają inaczej i to było można zauważyć po ich zachowaniu.

Trzymanie się dyskretnie za ręce w czasie poobiedniego spaceru, siadanie sobie na kolanach w pokojowym zaciszu, czy wymiana spojrzeń mówiących wiele, ale nic ponadto.

Pewnie, że może niektórzy przynieśli ze sobą bagaż przed seminaryjnych doświadczeń ze swoich kontaktów ze starszymi duchownymi, ale starali się to pozostawiać za sobą, choć może tkwiły w nich te moralne zadry, ale starali się być normalnymi w tym inwigilowanym na każdym kroku kieracie, kiedy dzwonki i regulamin kształtowały każdy dzień, godzinę i minutę ich seminaryjnego życia.

Jeżeli do tego dołożyć nadzór moderatorów, którzy zachowywali się jak cyborgi nie ulegające pokusie snu i nieustannie zjawiające się znikąd, aby przyłapać tych, którzy ośmielili by się choćby pomyśleć o jakimkolwiek wykroczeniu przeciwko surowym zasadom, to mamy gotowy przepis na seminaryjną codzienność.

Problem przed kapłańskiej formacji nie polega na tym, że do tych przybytków trafiają dewianci ogarnięci obsesją seksualności, ale w nieprzystających do ludzkich potrzeb formach opartych na bezrefleksyjnym posłuszeństwie wobec regulaminu, a ten zupełnie wyklucza fizyczne pragnienia jako coś grzesznego i dyskredytuje kandydata do posługi ołtarza.

Już wiele razy pisałem o tym, że tym zatrutym „kwiatkiem” niszczącym przyszłe kapłaństwo młodych ludzi, którzy przecież na początku swoje drogi zjawili się w seminarium z głowami pełnymi ideałów, jest celibat, do którego wymogów w żaden sposób nie przygotowują spędzone poza tymi murami lata.

Młodzi ludzie zgromadzeni w jednym miejscu skazani są na siebie i tylko na siebie przez 6 długich lat, 365 dni w każdym roku, przez 24 godziny na dobę, a obok, wcale nie tak daleko dzieje się normalne życie. Ludzie się uśmiechają do siebie, rodzą się przyjaźnie, niekiedy kwestie miłość pomiędzy dwojgiem ludzi, a klerycy pozostają sami ze swoimi pragnieniami i może tylko niekiedy liczą dni i godziny, kiedy i dla nich zakończy się ten wyrok samotnego życia.

Przetrzymać te sześć lat, a później będzie już „normalnie” i mamy tego efekty, że księża po seminaryjnym „poście” zaczynają się zachowywać jak przysłowiowe psy spuszczone z łańcucha.

W procesie Norymberskim sądzono zbrodniarzy, którzy niekiedy nigdy nie posługiwali się bronią i broniąc siebie tłumaczyli, że nikogo nie zabili, a służyli tylko systemowi. Sąd jednak potraktował ich surowo, bo to na nich ciążyła wina sprawstwa kierowniczego.

Kiedy odchodziłem z szeregów kapłańskich z powodu uczucia jakim obdarzyłem ukochaną kobietę, zwróciłem się do Boga świadomym swojej winy, ale zaraz potem skierowałem do Niego prośbę, aby sprawiedliwie osądził winę tych, którzy stworzyli nieludzkie prawo łamiące sumienia kapłanom takim jak ja.

Chociaż nie wpisuję się w narrację byłego księdza, który używając konfabulacji próbuje tworzyć fałszywy obraz tych, którzy zdecydowali się pójść drogą powołania, to w pełni oskarżam Kościół za to, że wprowadził nieludzkie prawo, które od XII wieku kaleczy tych, którzy odpowiadając na Boże wezwanie, zdecydowali się na kapłaństwo.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz