środa, 2 sierpnia 2023

 

Marsz dwóch milionów!

W czwartkowe przedpołudnie dźwięk domofonu wyrwał mnie z codzienności.

Przed furtką mojego domu zauważyłem dwie kobiety, których nie znałem, ale po chwili dojrzałem, że są uzbrojone w małą książeczkę i kolorowe broszury, którymi próbowały mnie zainteresować po kilku słowach rozmowy.

Teraz już wiedziałem, że odwiedziły mnie świadkowe Jehowy.

Obie panie były nad wyraz grzeczne, więc przystałem na propozycję zamienienia kilku słów na tematy, z którymi przybyły.

Pewnie były nieco zawiedzione tym, że podzielając ich poglądy co do przyszłego życia po śmierci, ale nie do końca zgadzałem się z ich wizją raju tu na ziemi.

Z braku czasu rozmowa zakończyła się po kilku minutach i życząc sobie dobrego dnia, rozstaliśmy się.

Wracając do domu przyszła mi myśl refleksja, że one poświęcając swój czas realizują to, o czym przecież tak często mówił Chrystus nakazujący wierzącym dawanie świadectwa swoich przekonań, czyli bycie na co dzień przedłużeniem Jego nauki.

Ewangelizacja, czyli być świadkiem Chrystusa, to nie tylko zadanie stawiane wybranym, ale normalność, którą winniśmy my wszyscy.

Kościół ze swoimi strukturami jest niczym innym, jak organizmem powołanym nie tylko do tworzenia enklawy dla wiary, ale także zadaniem, którego misja ewangelizacji jest jedną z najważniejszych prerogatyw.

Jako wierzący, pobożni uczestnicy będący blisko objawionych nam Bożych tajemnic niestety popadliśmy w rodzaj rutyny i swoistego lenistwa uważając, że niedzielna msza, spowiedź raz na jakiś czas no i niekiedy charytatywne zaangażowanie, kiedy wrzucając na tacę datek, kupujemy sobie spokój dobrych dzieci Kościoła, zapominamy, że On wymaga od nas jeszcze czegoś więcej.

Wiara żywa, a takiej od nas wymaga nasz Zbawiciel, wymaga codziennego świadectwa, a to realizuje się w tym, co Kościół czyni bytem aktywnym, otwartym na nieustanną ewangelizację.

Człowiek Kościoła winien nieustannie dawać świadectwo swojej wiary wobec tych, którzy być może zatracili się w świecie i nie dostrzegają światła Bożego planu.

Może jedną z takich zagubionych jest także pani Joanna, medialna bohaterka ostatnich dni, która zachęcana środowiskami dalekimi od Chrystusa obnosiła się ze swoją radością po dokonanej aborcji.

Najbardziej przykrym w tym wszystkim jest jednak to, że jej desperacki krok został wykorzystany do politycznej nawalanki i jakby tego wszystkiego było mało, w umysłach niektórych ludzi powstał plan, aby odgrzewać te chore emocje planując marsz niby w obronie takich pań jak ta nieszczęsna kobieta.

Marsz „miliona serc” jakim jest zaplanowane na październik wydarzenie to nic innego, jak wykorzystanie konfrontacyjnych nastawień naszego spolaryzowanego polityczną nienawiścią społeczeństwa i w tym przypadku trzeba by odwołać się do starego porzekadła, że:

-”Kto sieje wiatr, ten ściągnie na siebie burzę”

W Polsce jest ponad 20000 parafii i gdyby z każdej z nich tylko 100 wiernych znalazłoby w sobie tyle apostolskiej desperacji, aby zamanifestować swoją wolę w obronie życia, także tych jeszcze nie cieszących się słońcem po narodzinach, to można by w jednym miejscu zgromadzić ponad dwa miliony osób, bez partyjnych sztandarów i kartonowych agitek ziejących nienawistnymi inwektywami, bo to byłby marsz wolny od politycznego kontekstu.

Pomysł nierealny?

A dlaczego?

Może jestem naiwny, ale wierzę w to, co już kiedyś wykrzyczał nasz znany artysta:

-„Głęboko wierzę w to, że ludzi dobrej woli jest więcej i dzięki nim nie zginie ten świat...”

Może już najwyższy czas, aby obudził się olbrzym, jakim bezsprzecznie jest Kościół i głośno upomniał się o obronę największej wartości jaką jest życie, każde życie.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz