środa, 5 lipca 2023

 

Kościelna rada nadzorcza.

W okresie przedwyborczej gorączki co pewien czas powraca temat rad nadzorczych w spółkach skarbu państwa. Przeciwnicy polityczni przy tej okazji nie szczędzą krytycznych uwag do ich sposobu działania i wytykają obozowi władzy, że te gremia ni jak nie spełniają swoich statutowych zadań będąc jedynie miejscem ciepłych posadek dla swoich, nie koniecznie kompetentnych osób.

-„Rada nadzorcza jest organem powoływanym przez walne zgromadzenie lub zgromadzenie wspólników, które powołuje przewodniczący rady nadzorczej i prowadzi nadzór nad działalnością spółki w tym nad działaniami w spółce akcyjnej i innych. Sprawdza także zgodność działania spółki z zapisami obecnymi w statucie spółki.”

Tyle stanowi definicja mówiąca o tym, czym rada nadzorcza winna być, i trudno się z nią nie zgodzić.

W tym krótkim zapisie brakuje jednak istotnych uprawnień, którymi takowy organ może się posługiwać, a chodzi o to, że prowadząc nadzór nad działalnością danego przedsiębiorstwa, członkowie rady nie tylko mają za zadanie nadzorować pracę zarządu, ale i w sytuacjach ekstremalnych wnioskować o odwołanie osób ustanowionych przez założyciela jako zarządzających.

Niestety, w wielu przypadkach to jest martwy przepis, bo dziwnym trafem bardzo rzadko się zdarza, że dochodzi do takich dymisji na wniosek członków rady nadzorczej, a szkoda.

W podobnym stylu powoływane są rady parafialne, jednak w samym założeniu, są to tylko gremia doradcze mające służyć pomocą jedynemu szefowi wspólnoty jakim jest miejscowy proboszcz.

W polskich parafiach zostały powołane ze świeckich wiernych jako swoisty pomost pomiędzy powołanym przez biskupa kapłanem odpowiedzialnym za parafialne poletko, a pozostałymi wiernymi stanowiącymi szarą masę.

Próżno zatem szukać pasusu mówiącego o roli nadzorczej rady i w efekcie możliwości kreowania przez nią polityki personalnej na parafialnym odcinku.

-”Jestem od kilku lat członkiem rady parafialnej w naszej wspólnocie i uwiera mnie to, że nasz proboszcz otwarcie wyznacza nam ramy naszej aktywności, które ogranicza do troski o płot przy kościelnym murze, czy rozdzielanie zadań przy okazji zbliżających się świąt.

Aby była jasność, nie dopuszcza żadnej krytyki w stosunku do siebie i nieśmiałe głosy niezadowolenia z podejmowanych przez niego działań odbiera zawsze w ten sam sposób, twierdząc, że to on wie najlepiej, co jest dobre dla ogółu i koniec dyskusji.

Aby nie być gołosłownym, przytoczę kilka „kwiatków” despotyzmu naszego księdza.

Opublikował niedawno taryfikator kościelnych posług i sztywno wyznaczył kwoty należne za swoją duszpasterską aktywność. Masza zwykła 50 zł, niedzielna 100 zł, a pogrzeb w przedziale od 1200 do 1800 zł( w zależności od dodatkowych „atrakcji” jak pobyt nieboszczyka w kościele w trakcie mszy pogrzebowej i obecność na ceremonii naszego organisty)

Czarę niezadowolenia przelała decyzja o podziale dzieci przystępujących do pierwszej komunii, kiedy zarządził, iż dzieci z rodzin bez ślubu kościelnego będą stanowiły oddzielną grupę, która do sakramentu przystąpi w sobotnie popołudnie.

Po tym zarządzeniu część parafian otwarcie się sprzeciwiła i zamierzała poskarżyć się na niego w kurii.

Przyznam, że i mnie to ubodło, dlatego sam z siebie zaoferowałem pomoc wiedząc, że niebawem ksiądz biskup będzie w naszej wspólnocie i może wtedy mógłbym przedstawić mu tę sprawę w trakcie chociażby krótkiej rozmowy.

Spotkanie z członkami rady parafialnej było bardzo krótkie i ograniczyło się tylko do kilku zdań, w których nasz hierarcha, a jakże, podziękował członkom rady za skuteczne wspieranie swojego proboszcza.

Kończąc swoje krótkie wystąpienie nie zapomniał także zaznaczyć, jak wielkim zaufaniem darzy miejscowego włodarza i na tym miało się skończyć, gdyby nie moja niewyparzona gęba i obietnica, jaką złożyłem tym, którzy wcale nie tak różowo odbierali aktywność naszego księdza.

Nie dane mi było jednak skutecznie przedstawić żali dotkniętych sankcjami parafian, bo wkroczył we wszystko sekretarz biskupa twierdząc, że nie pora, aby ekscelencji zajmować czas wydumanymi żalami nielicznych niezadowolonych, a jeżeli chciałbym coś jeszcze dodać, to mógłbym to uczynić drogą pisemną, a w kurii ktoś się nad tym pochyli.

Ksiądz biskup podzielił zdanie swojego przybocznego, a mnie tylko pozostał jeszcze we wspomnieniu karcący wzrok naszego proboszcza i wiedziałem, że jeszcze długo będę na cenzurowanym”.

Tak sobie marzę, aby przy okazji biskupich odwiedzin w parafialnych wspólnotach hierarchowie zanleźli by czas na choćby krótką szczerą rozmowę z przedstawicielami parafialnych rad, może z konkluzji po nich zrodziłoby się coś dobrego i na konieczne zmiany nie trzeba by czekać do czasu, aż popękają wrzody patologicznego zachowania niektórych włodarzy parafialnych poletek, bo działanie po niewczasie zawsze rodzi smrodek, a niekiedy okropny swąd zaniedbanych decyzji.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz