środa, 28 czerwca 2023

 

Pokora istotnym warunkiem kapłańskiego powołania.

„Kto ma księdza w rodzie, temu bieda nie dogodzie”- stare, ludowe przesłanie pewnie już można między bajki włożyć, choć legenda o dostatku osób w sutannach nadal ma się dobrze.

Kiedy prawie przed półwieczem, przy wielkim zdziwieniu najbliższych, zdecydowałem się na realizację swojej drogi powołania, realia polskiego katolicyzmu nie bardzo sprzyjały podjęciu takiej decyzji, a jednak wielu moich rówieśników zdecydowało się na ten krok, czego wyrazem była chociażby liczba kandydatów do służby ołtarza, w liczbie 34 kandydatów do pierwszego roku seminaryjnej formacji.

Aby zobrazować, że była to spora grupa chętnych, warto wspomnieć, że obecnie ilość alumnów mojego seminarium (ze wszystkich 6 roczników studentów w sutannach) nie dobija do tego stanu.

Mierząc się z próbą uzyskania odpowiedzi na pytanie: dlaczego wtedy był taki urodzaj wśród kandydatów do tej służby, trzeba zauważyć, że w naszym gronie większość deklarowała, iż była to ich osobista decyzja, bo czuli potrzebę odpowiedzi na głos wzywającego ich Chrystusa. Wśród moich kolegów byli jednak także i tacy, którzy może nieśmiało, ale mówili o tym, że w ten sposób pragnęli realizować marzenia swoich najbliższych, którzy w kapłańskiej profesji upatrywali swoistą nobilitację dla swojej wiary.

Wśród kolegów, którzy nie kryli, iż znaleźli się w naszych szeregach, aby spełnić marzenia rodzicieli, znalazł się także Staszek. Był nieco starszy od nas pozostałych, bo droga do egzaminu dojrzałości, koniecznego warunku do przyjęcia w szeregi alumnów, zajęła mu nieco więcej czasu, bo był nieco odpornym na wiedzę, co niebawem przełożyło się na kłopoty przy pierwszych seminaryjnych zaliczeniach i po kilku miesiącach nasi przełożeni podziękowali mu uznając, że jego intelektualne ograniczenia ni jak nie pozwalały na jego dalszą seminaryjną karierę.

W ciągu kolejnych lat jeszcze kilkoro kolegów z naszego rocznika podzieliło jego los i odeszło.

Sito intelektualnego odsiewu nie było jedynym sposobem selekcji, bo część odeszła także z innych powodów, i tak do święceń dotrwało 18.

Z tej liczby jeszcze czterech z nas odeszło do stanu świeckiego w kolejnych latach, a pozostali realizowali swoją kapłańską misję po dziś dzień, i chyba z powodzeniem, bo po latach większość z nich dosłużyła się nie tylko samodzielnych proboszczowskich stanowisk, ale i godności kościelnych, zasilając grono kanoników.

Kończąc wątek sita selekcyjnego w czasie seminaryjnej formacji trzeba jednak stwierdzić, że nie zawsze było ono skuteczne, czego wyrazem są „kwiatki” kapłańskiej fantazji i nie chodzi tylko o skandale obyczajowe w tym środowisku, ale i dziwne zachowania nie mające nic wspólnego z kapłańską posługą, które wychodzą na światło dzienne niekiedy po latach posługi.

Mój starszy kolega z seminaryjnego podwórka, który do kapłaństwa dotarł pomimo miernoty intelektualnej, po latach zaczął się realizować jako guru polityczny i otwarcie zaczął piętnować osoby wiążące się z opcjami politycznymi nie będącymi po jego myśli, dlatego nie skąpił im krytyki z parafialnej ambony.

A że tym naraził się większości parafian, to było zupełnie bez znaczenia.

Kiedy zaczynałem swoją seminaryjną drogę wpajano nam, że kapłani są lustrzanym odbiciem wiary laikatu, i pewnie wiele było w tym racji.

Kryzys powołań to skutek ochłodzenia wiary, ale i jednocześnie pokusa, aby traktować jak skarb tych nielicznych, którzy nadal pozytywnie odpowiadają na wewnętrzny głos wzywający ich do służby ołtarza.

Ksiądz Rektor jednego z seminariów z centralnej Polski wyraził swoją opinię in troskę jednocześnie, że Kościół ma problem nie tylko z ilością powołań, ale i z jakością kandydatów, którzy zdają się manifestować swoją wyjątkowość i otwarcie żądać dla siebie specjalnego traktowania; a to już staje się być niebezpiecznym.

Kościół, a więc i my wszyscy, potrzebujemy prawdziwych, świadomych konieczności pokornej służby kapłanów, i to winno być przedmiotem troski wszystkich, od hierarchów zaczynając a na prostych wiernych, którzy co niedziela zasiadają w kościelnych ławach, kończąc.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz