środa, 19 lipca 2023

 

Kardynalski kapelusz

Kiedy przed kilkoma dniami dotarła do nas informacja z Watykanu, że Papież Franciszek powołał do godności kardynalskiej włodarza diecezji łódzkiej, arcybiskupa Rysia, wśród znawców kościelnej sceny nastąpiło małe trzęsienie ziemi.

Co bardziej dociekliwi od razu poinformowali, że tym posunięciem gospodarz rzymskiego Kościoła kolejny raz dał do zrozumienia, że utracił zaufanie do polskiego episkopatu, bo w swojej decyzji pominął oczywistych kandydatów do tej godności, jak chociażby hierarchów z tradycyjnie „kardynalskich” diecezji, czyli: Krakowa, Poznania, czy chociażby Wrocławia.

Kiedy jednak przyjrzeć się chociażby metrykom naszych niedoszłych kandydatów do kardynalskiego kapelusza, decyzja Franciszka wydaje się ze wszech miar słuszna.

Papież od początku swojego pontyfikatu kompletuje grono swoich najbliższych doradców bardzo racjonalnie, aby właśnie z tego grona pojawił się jego następca.

Z całego kolegium elektorów(kardynałów przed 80 rokiem życia) liczącego obecnie około 130 kardynałów, 89 to jego nominaci.

Kiedy Franciszek zasiadł na Stolicy Piotrowej sam był już podeszłych w latach, ale jak mało kto rozumiał, że Kościół potrzebuje nowego spojrzenia, by samemu nie tylko nadążać za zmieniającym się światem, ale i aktywnie otwierać się na konieczne zmiany w nim samym, a to gwarantują tylko otwarte umysły nieprzeciętnych hierarchów nie bojących się tego co nowe.

Patrząc z tej perspektywy biskup diecezji Łódzkiej jak ulał pasuje do tego zadania.

Kiedy przed 12 laty został powołany do godności biskupiej, od samego początku dał się poznać jako duszpasterz nie bojący się wyzwań, czego dowiódł chociażby obejmując najbardziej zlaicyzowaną diecezję w środkowej Polsce i po latach pokazał, że potrafi prowadzić ten Kościół lokalny pomimo zawirowań i kryzysów, od których także i on nie był wolny.

Arcybiskup Ryś, pomimo swojego młodego wieku i trochę marginalizowanej pozycji wśród pozostałych episkopalnych wyjadaczy, nie zgodził się z powszechnie lansowaną diagnozą, że Kościół jest w kryzysie i nic się na to nie poradzi.

Przed kilkoma dniami w Onecie ukazał się wywiad, który przeprowadził z kardynałem nominatem jeden z dziennikarzy.

Na samym początku dowiadujemy się z tej rozmowy, że ta nominacja była całkowitym zaskoczeniem dla biskupa łódzkiego, gdyż jak sam o sobie zaznaczył, nie spodziewał się takiego wyróżnienia.

Później jednak dał się namówić na szerszą analizę tego czym Kościół jest, albo raczej czym był przez ostatnie dziesięciolecia i otwarcie krytycznie ocenił dawny rodzaj religijności opartej tylko na modelu tradycyjnym, swoistej sztafecie pokoleń.

Kościół musi mierzyć się z nowymi wyzwaniami, przywracając styl religijności otwartej na świadomą ewangelizację. To wbrew pozorom nie jest nic odkrywczego, bo taki przekaz otrzymaliśmy od samego Chrystusa, który już swoim uczniom polecił, aby najpierw sami karmili swoją wiarę przekonaniem o słuszności drogi, aby potem być drogowskazem dla innych.

Kościół otwarty na potrzebę nieustannej ewangelizacji to nie jest proste zadnie, gdyż wymaga permanentnej pracy u podstaw, którą muszą realizować wszyscy wierzący, od hierarchów poczynając poprzez kapłanów a na laikacie kończąc.

Taką ideę nowej drogi wiary biskup Ryś realizuje na swoim diecezjalnym poletku i teraz, kiedy z woli watykańskiego szefa został zaliczony do grona najbliższych mu współpracowników, będzie mógł powielać w szerszym spektrum.

Kardynał nominat zapytany o swoje zadania w tym szacownym gronie odpowiedział krótko: dla mnie to terra incogniata, ziemia nieznana, ale wierzę w mądrość Kościoła i jeżeli Bóg głosem Następcy św. Piotra powołał mnie do tego zadania, to ufając Jego wsparciu, będę się starał najlepiej jak potrafię wywiązać się z tego zadania.

Nie wiemy jeszcze ku jakim wyzwaniom Opaczność wyznaczyła przyszłość drogi tego nowego Księcia Kościoła, ale mam głębokie przekonanie, że to była jedna z najlepszych informacji, jaką otrzymaliśmy ostatnio z watykańskiej centrali.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz