poniedziałek, 25 lipca 2022

Pasterze i najmnicy

 

Pasterze i najemnicy.

Pogrzeb, zwłaszcza obarczony dodatkowym „smaczkiem”, kiedy to delikwent nie był spolegliwą owieczką parafialnej trzódki, a dodatkowo zafundował sobie i bliskim swoje odejście w nagłym trybie i nie było czasu na ostatnie, potwierdzone przez wielebnego, westchnienie przyklepane sakramentem chorych, to z pochówkiem w poświęconej ziemi mógłby być kłopot.

Na szczęście to już pieśń przeszłości i wiele zmieniło się w kościelnych postanowieniach w sprawach katolickiego pochówku osób, których ziemska pielgrzymka zakończyła się w mało przyjemny sposób dla nich samych i pozostałych osób także.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, kiedy w parafii zdarzyła się np. tragedia samobójczej śmierci, proboszczowie byli zmuszeni do realizacji restrykcyjnego zalecenia kurii i jeżeli już zamierzali odprowadzić na miejsce wiecznego spoczynku takiego nieszczęśnika, to winni to zrobić nad wyraz skromnie (między innymi bez uroczystej kapy pogrzebowej), bez zbędnego przedłużania swojej obecności w gronie żałobników.

Tej twardej i mało duszpasterskiej linii kościelnych zaleceń, która za przewinienia zmarłego karała pogrążonych w żałobie pozostałych domowników nieboraka, nie uległ proboszcz małej wiejskiej parafii, kiedy przyszło mu odprowadzić na wieczny spoczynek parafianina, który za życia miał bardziej niż skromny związek z Kościołem.(Ten przypadek sprzed ponad czterdziestu lat opisałem w „Zatroskanej koloratce-pasterzach i najemnikach”, opisując uroczystości pogrzebowe Barana)

Miejscowy duszpasterz wykorzystał tę smutną uroczystość do duszpasterskiej lekcji dla wszystkich bliskich zmarłego, zapraszając na pogrzeb nałogowego alkoholika także jego kompanów od kieliszka i w klarowny sposób ukazał im, że póki żyją, mogą to wykorzystać ku naprawie swoich pokręconych relacji z Bogiem.

W ostaich doniesieniach prasowych dziennikarze lokalnej gazety pokazali zgoła odmienny styl duszpasterstwa księdza, który owszem, odprawił pogrzeb tragicznie zmarłego, młodego człowieka, który zginął rażony prądem, ale przy tej okazji nie omieszkał wylać na zmarłego wiadra pretensji wyliczając nieborakowi jego doczesne zaniedbania, co według kapłana, nie było przyczynkiem dla nadziei na jego bliskie spotkanie z Odwiecznym, który jest przede wszystkim sędzią sprawiedliwym i dlatego dla młodego człowieka, który tak tragicznie zakończył żywot,. nie rokował nadziei na wieczną nagrodę.

Pewnie to nie był pierwszy tego rodzaju osąd nad zmarłymi tego miejscowego duszpasterza, bo przelał czarę niezadowolenia wśród parafian, którzy w odruchu wzburzenia postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i pozbyć się księdza, w którym nie dostrzegli kszty powołania do głoszenia Bożej miłości.

Jeden z niezadowolonych postanowił dosadnie wyrazić swoją dezaprobatę dla „duszpasterskich” metod wielebnego i przygotował nawet taczkę, jako środek transportu dla pozbycia się ze wspólnoty niechcianego kapłana.

Pewnie sprawy wymknęły by się spod kontroli, gdyby nie część bardziej stonowanych parafian, którzy zaproponowali, aby kłopot rozwiązał przełożony księdza, czyli miejscowy biskup odwołując go ze skonfliktowanej z nim parafii.

Pewnie można i tak, ale to nie rozwiązuje problemu, bo to kukułcze jajo jakim jest ten kościelny inkwizytor, trafi do innej parafii i tam nadal będzie realizował twardą linię kościelnej konserwy, która ponad duszpasterską miłość przedkłada nad dura lex sed leks (twarde prawo, ale prawo), a to jest bardzo odległe od zasady, którą w swoim nauczaniu realizował Chrystus szukający odrobiny dobra nawet w największym złoczyńcu.

Dzisiejszy Kościół docieka przyczyn ochłodzenia religijności swoich wiernych w zlaicyzowanym świecie, choć może powinien baczniej przyjrzeć się swojemu ogródkowi i sam sobie odpowiedzieć, ile w jego szeregach jest prawdziwych duszpasterzy, a ile najemników.

Młode kadry wykształconych kapłanów nie gwarantują jeszcze tego, że w duszpasterskiej posłudze będą kierowali się Chrystusowym credo, jakim jest miłość.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz