W listopadzie 2020 roku Papież Franciszek postanowił zwołać już siódmy konsystorz, w którym powołał do grona kardynalskiego kolejnych 13 purpuratów.
Jeżeli do tego dodać 88 kardynałów powołanych w minionych latach, to jasno widać, że w ciągu papieskiej posługi stworzył znaczące grono tych, których obdarzył szczególnym zaufaniem.
Wśród nowo mianowanych książąt Kościoła próżno jednak szukać dostojników z naszej ojczyzny, bo Franciszek zwyczajnie nie powołał do tego grona żadnego z polskich biskupów.
Aby było ciekawiej, wśród setki kardynałów wybranych przez obecnego Papieża, jest tylko jeden purpurat pochodzący z naszej ziemi, ale akurat ten jakby nie za bardzo jest nasz, bo od lat rezyduje w Rzymie pełniąc funkcję papieskiego jałmużnika, a rodzinne strony odwiedza tylko sporadycznie i to przy okazji prywatnych, rodzinnych okazji.
Czyżby obecny Sternik Łodzi Piotrowej nie darzył naszych hierarchów zaufaniem?,
Idąc dalej: tradycyjny katolicyzm i imponujący odsetek ludzi przyznających się do bliskich związków z Kościołem, to przecież dodatkowa laurka duszpasterskiego sukcesu diecezjalnych arcypasterzy i winna zasłużyć na wyróżnienie.
Skromnie licząc trzech, albo nawet czterech włodarzy naszych archidiecezjalnych poletek w plecaczkach swoich pragnień już od dawna noszą kardynalski biret, tylko jakoś decydenci z centrali nie podzielają ich nadziei.
Gdyby jednak zastanowić się nad fenomenem polskiej religijności, to próżno byłoby szukać w niej heroicznych dokonań naszych hierarchów, przynajmniej nie tych obecnie zasiadających na biskupich stolicach, bo ich aktywność sprowadza się do swoistej pozoracji działań, niewiele mających wspólnego z rzetelnością duszpasterskiej posługi.
W przypadku polskiego katolicyzmu mamy do czynienia raczej z efektem swoistej kuli śnieżnej i pozytywnej schedy po poprzednikach, którzy okazali się wielkimi w czasie kiedy polski Kościół musiał się mierzyć z prawdziwymi siłami ciemności.
Dodatkowym impulsem naszego religijnego zaangażowania był z pewnością czas Jana Pawła II i jego pozytywnej siły zarażania ludzi prostotą pełnej ufności wiarą.
Pokolenie JPII to nie był tylko slogan stworzony na użytek religijnego marketingu, ale prawdziwy, może i nieco oddolny ruch umacniania wiary wśród ludzi młodych tamtego czasu.
Z biegiem lat zapał ten jednak pobladł, a młodzi ludzie sprzed lat wydorośleli i w wirze wyzwań wolnorynkowej rewolucji gdzieś zatracili tego pierwotnego ducha religijnego entuzjazmu.
Takim produktem nowego czasu stali się także ci, którzy przez ostatnie lata zasilali i nadal zasilają szeregi duchownych, i to od księży dopiero co zaczynających swoją posługę, a na dostojnikach z biskupimi pastorałami w rękach, kończąc.
Papież w trakcie kolejnych konsystorzy, poszerzając grupę najbardziej zaufanych pomocników, dokonuje swoistej nobilitacji tych, którzy swoją dotychczasową posługą szczególnie zasłużyli na to jedyne w swoim rodzaju wyróżnienie.
Kiedy wspomniałem o kardynalskich nadziejach niektórych naszych kościelnych dostojników zapomniałem nadmienić o przesłankach tych oczekiwań, a są one związane z tradycją, w której niektóre nasze diecezje historia kojarzy z kardynalską purpurą dla ich arcypasterza.
To jednak zdaje się być już tylko historią i może warto by było, aby do świadomości nas wszystkich dotarła prawda, że to nie miejsce nobilituje i otwiera drogę do zaszczytów, bez względu na osobę do nich aspirującą, a rzetelna praca i pokora w ocenie swoich dokonań, tych nie przynoszących chluby także.
Wybory Franciszka nie pierwszy raz mijają się z oczekiwaniami wielu i pewnie lista osób wyróżnionych w ostatnim konsystorzu także powoduje frustracje tych niezadowolonych.
Jednego wszak możemy być pewni, że ten Papież bardzo rozsądnie rozdaje swoje zaufanie, ale to chyba dobrze?
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz