wtorek, 10 listopada 2020

Chirurgiczne cięcie

 


Wszyscy spodziewaliśmy się drugiej fali pandemii i czarny scenariusz się sprawdza, kiedy obserwujemy dane dotyczące nowych przypadków tej zarazy XXI wieku.

Pewnie, że jest jakieś światełko w tunelu, kiedy słyszymy zapowiedź szczepionki, i to już niebawem.

Póki co coraz to nowe branże naszej gospodarki muszą godzić się z obostrzeniami, aby po przejściu tej fali było komu korzystać z usług: gastronomii, czy klubów fitness.

Z nadzieją końca zarazy czekają także przedstawiciele kultury, którym pozostało tylko przeprowadzanie kolejnych prób bez nadziei, kiedy zapełnią się teatralne i kinowe sale.

W szczególnie złej sytuacji znalazł się nasz Kościół, bo ograniczenie liczby wiernych, którzy mogliby uczestniczyć w nabożeństwach, a nawet perspektywa zamknięcia, przynajmniej na jakiś czas kościołów, rodzi niebezpieczeństwo przyzwyczajenia się owieczek do zdalnej formy praktyk religijnych (media i internet) i ich powrót do tradycyjnych niedzielnych praktyk wcale nie jest taki pewny.

To jednak tylko jedno traumatyczne doświadczenie, które dotknęło tę „branżę”, bo ostatnio powrócił koszmar mijania się z prawdą w kwestiach pedofilii w szeregach kapłańskich, a ściślej rzecz ujmując dziwnej zmowy milczenia wśród najważniejszych dostojników polskiego episkopatu.

Słuchając medialnych doniesień trudno nie odnieść wrażenia, że mamy prawdziwy wysyp, rodzaj pandemicznego skażenia, z którym Episkopat zwyczajnie sobie nie radzi.

Najpierw powracająca sprawa niejasnych zachowań kardynała z Krakowa w kwestii jego watykańskiej aktywności w zamiataniu pod dywan sygnałów o przypadkach pedofilskich zachowań ludzi Kościoła będących na świeczniku hierarchicznej drabiny, a później zaniechanie jakichkolwiek działań w wyjaśnieniu takich samych zachowań w polskim Kościele.

I żenujący jego sposób tłumaczenia się niewiedzą o tych ekscesach; to iście tragikomiczny sposób obrony swojego dobrego imienia.

Aby było ciekawiej, kolejny nasz dostojnik w purpurze zapracował sobie na watykańską karę i pozbawił siebie w niedalekiej już przecież przyszłości, zważywszy na słuszny wiek, przynależnego zwyczajowo purpuratom pochówku w diecezjalnej katedrze; a wszystko z powodu dawnych niepohamowanych zapędów do młodych chłopców i molestowania przyszłych kapłanów, gdy ci kroczyli w seminarium ku świętości kapłańskiego powołania.

Jakby tego było mało, inny arcypasterz ( co prawda już w stanie spoczynku) zainteresował stosowną kongregację w kościelnej centrali swoim nadmiernym ego, które przez lata manifestował wobec swoich podwładnych, często posiłkując swoje zachowanie mocnymi trunkami, do których od lat miał słabość.

Czyż może zatem dziwić list, który na ręce Jego Świątobliwości złożył pokrzywdzony przez księdza mężczyzna, który nie tylko przedstawił w nim swoją gehennę, ale poszedł zdecydowanie dalej, domagając się od Watykanu stanowczej reakcji, i to w stosunku do polskiego Episkopatu, domagając się jego dymisji w całości.

Ktoś mógłby teraz stwierdzić, że takie żądanie jest z góry skazane na niepowodzenie, a i stawianie w jednym szeregu wszystkich biskupów, bez należytego rozeznania stopnia ich winy, to za daleko idąca kara.

Może i trochę racji w tym jest, ale przecież ci „sprawiedliwi” wiedzieli o tych patologicznych ekscesach, które przeciekały przez palce niektórych biskupich sumień.

A może ci „sprawiedliwi” wcale tak do końca takimi nie są, a dotąd może mieli zwyczajnie więcej szczęścia i może zachowali więcej ostrożności, aby brudy ich sumień pozostały w cieniu zapomnienia?

Lekiem przeciwko sile wirusa jest skuteczna szczepionka i na nią świat czaka z nadzieją.

Rakowe zmiany w polskim Kościele może jednak tylko uzdrowić zdecydowane chirurgiczne cięcie.

Czy Papież okażę się tym lekarzem, czas pokaże.
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz