poniedziałek, 16 listopada 2020

Wszyscy jesteśmy Kościołem

 

W jednej z parafii na południu Archidiecezji Gnieźnieńskiej w 1982 roku powstał impas w związku ze schedą po proboszczu, który przeszedł w stan spoczynku. Władze kościelne zgodnie z odwiecznym zwyczajem delegowały do parafialnej wspólnoty kapłana ze słusznym stażem i do tego dobrze zapisanego w ocenie przełożonych, i tu zdarzyło się coś, co nie mieściło się w głowie hierarchów.

Parafianie podnieśli bunt i uniemożliwili nowemu proboszczowi objęcie parafialnej trzódki, bo zażyczyli sobie, aby następcą księdza emeryta został dotychczasowy wikary, który swoją posługą zaskarbił sobie ich zaufanie.

Niezręczność trwała przez kilka tygodni i pojawiła się nawet groźba, że buntownicy ogłoszą rebelię przechodząc do struktur Kościoła Polsko-Katolickiego, czyli śmiertelnego wroga dotychczasowej kościelnej władzy.

Wtedy zastosowano element szantażu na niepokornym wikarym, stawiając mu warunek: albo suspensa (kara zawieszenia w kapłańskich czynnościach), albo perspektywa pracy w polonijnej parafii za oceanem.

Nieborak skusił się perspektywą pracy za dolary i konflikt stał się bezprzedmiotowy.

Kilka lat po tym ekscesie nasza TV emitowała serial „Plebania”, w którym przybliżano odbiorcom parafialne życie w prowincjonalnej parafii.

Bohaterowie tej kościelnej sagi nie rozwiązywali problemów, z którymi borykają się współcześni przedstawiciele kapłańskiej profesji, bo czasy były inne.

Serialowi księża, rozwiązując parafialne problemy zawsze podkreślali, że wszyscy członkowie parafialnego stadka są Kościołem i głos każdego jest tak samo ważny.

Serial cieszył się popularnością, ale tylko części z tych, którzy stanowią wspólnotę Kościoła, bo wśród ludzi w sutannach uchodził za mało ambitny obraz nijak nie dotykający rzeczywistości.

Na jednym z internetowych portali ukazał się artykuł dyżurnego znawcy kościelnej tematyki, redaktora Terlikowskiego, który próbował postawić tezę, jak Kościół winien zareagować na dane o galopującym wręcz odchodzeniu z niego ludzi młodych. Najpierw przytoczył dane o tym, że tylko niecałe 30% tychże identyfikuje się z katolicyzmem i wierzy w dobrą przyszłość tej Chrystusowej Owczarni.

Zasugerował również, aby Kościelni włodarze skupili się na ratowaniu tego, co jeszcze zostało, a receptą na obecną sytuację winna być rzetelna praca duszpasterska w tych środowiskach.

Odnoszę wrażenie, że rzeczony ekspert wpisał się w retorykę bliżej nieokreślonego działania, które już wielokrotnie pojawiało się także w tezach zawieranych jako konkluzje bliżej nie sprecyzowanych duszpasterskich aktywności, z którymi spotykamy się po kolejnych konferencjach Episkopatu.

Wydaje mi się, że we współczesnym, naszym Kościele nadal panuje przekonanie, że monopol na mądrość i nieomylność jest zarezerwowany tylko dla tych nielicznych, którzy pozostałych wiernych, którzy przecież także są Kościołem, od zawsze ustawiali i nadal ustawiają na pozycji tych mniej rozgarniętych, którym rezerwują rolę statystów w odbiorze objawionej mądrości.

Może warto wsłuchiwać się także w głos tych spoza ołtarzowego podwyższenia, bo być może i przez nich Bóg pragnie powiedzieć coś ważnego, tym najważniejszym także.

Wielkość władzy, także tej w purpurowych szatach przejawia się także w umiejętności pokornego wsłuchania się w głos tych, którzy już dawno przestali być bezmyślnym stadem.

Może wtedy unikną kolejnych „niezręczności”, tak jak ostatnio, kiedy do jednej z parafii skierowano księdza, który dał się wcześniej poznać jako obrońca kościoła z bronią w ręku.

Nowi parafianie nie zachwycili się tym kurialnym prezentem, stając murem za wikariuszem, który zaskarbił sobie ich zaufanie duszpasterskim zaangażowaniem i to w nim widzieliby następcę zmarłego pasterza.

A oni przecież też są Kościołem i może warto by było posłuchać tego głosu.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz