poniedziałek, 26 października 2020

Wybór, nie zakaz!

 


Jesteśmy w oku cyklonu, bo tak trzeba określić obecny stan pandemiczny w naszym kraju i jakby tego było mało, zafundowano nam kolejną „atrakcję” na ten ponury czas, orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie niezgodności z konstytucją praktyki aborcji eugenicznej.

Należało się tego spodziewać, że ruchy proaborcyjne wykorzystają te orzeczenie do wzniecenia swoistego buntu, którego owocem stały się masowe demonstracje, w których przy aktywnej animacji liderów tychże ruchów, na ulicach pojawiły się tysiące protestujących.

Swoje niezadowolenie skierowano jednak nie bezpośrednio w stosunku do sędziów rzeczonej izby, a adresatem złości stał się Kościół, co można było zauważyć po licznych naruszeniach nietykalności chociażby katolickich świątyń i to w trakcie sprawowania w nich obrzędów liturgicznych, co do tej pory było czymś niewiarygodnym.

Świątynie, przynajmniej w naszej ojczyźnie, zawsze były miejscem wolnym od takich ekscesów nawet w czasach najczarniejszych w historii.

Będąc osobą wyznającą zasady Dekalogu, oczywiście nie podzielam poluzowaniom aborcyjnych zasad, i to nie tylko w sferze przypadków określanych w nomenklaturze medycznej jako podejrzenie ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu, ale także w przypadkach ciąż spowodowanych gwałtem na przyszłej rodzicielce.

Już kiedyś o tym pisałem, że nie można burzyć równowagi ważności życia, które już się zadziało, wybierając komu się ono należy, a kogo można tego prawa pozbawić.

Pewnie wielu ludzi podziela mój pogląd, ale też i równie wielka liczba adwersarzy z nim się nie zgodzi, i to jest cena demokracji i prawo do osobistego zdania.

Kiedy w latach 90 - tych minionego wieku nasz Parlament wypracował tzw. kompromis aborcyjny, żadna ze stron sporu w tej kwestii nie była zadowolona, ale przyjęła to jako jedynie możliwe rozwiązanie.

Minęło zaledwie kilkanaście lat i oto stało się coś, co w swej wymowie burzy ten delikatny rozejm.

Pewnie, że TK mógł wydać taką decyzję, bo jest ona rzeczywiście zgodna z duchem Konstytucji, która z założenia otacza opieką każdego człowieka od chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci, ale w tym wszystkim liczy się także powód, dlaczego w ogóle zamanifestował takie stanowisko?

I tu dochodzimy do odpowiedzi, dlaczego złość niezadowolonych została skierowana na Kościół, jako tego, który kreuje rzeczywistość ekspansji w narzucaniu swojej narracji, co jest dobrem, a co złem.

Póki co, nie jesteśmy państwem wyznaniowym i dobrze.

Niestety niektórzy dostojnicy kościelni jakby o tym zapominają i próbują, z wykorzystaniem przychylności politycznej ludzi władzy świeckiej, forsować jedyną słuszną w ich mniemaniu linię moralnej poprawności.

Niestety Polski Kościół obrał drogę do ewangelizacji na skróty, albo z ułatwieniami, których nadzieję pokłada w przyjaźni z rządzącymi, zapominając jednak, że wiara pojedynczego wyznawcy nie jest tożsama z jego sympatiami politycznymi, ale wynika ze świadomego wyboru pomiędzy dobrem, a złem.

Żadem dekret, nawet opieczętowany decyzją najwyższego gremium pochodzącego z ludzkiego nadania, nie powinien być zastępstwem do kanonu zasad kształtujących wiarę wyznawców religii katolickiej, bo one zawarte są w dekalogu i przykazaniu miłości, które pozostawił nam Chrystus, i to winno być troską i kierunkiem katolickiego nauczania.

Uczestnicy obecnych protestów zaopatrują się w emblematy z napisem: „Wybór, nie zakaz!”

Może kościelni decydenci winni pomyśleć nad tym, jaką należałoby wykonać pracę duszpasterskiej troski, aby jak najwięcej ludzi dokonywało wyboru tożsamego z zasadami Chrystusowej nauki, bo ograniczanie się do coraz to bardziej restrykcyjnych zakazów, to droga prowadząca do nicości.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz