wtorek, 6 października 2020

Edukacja w cieniu magla


Jestem z pokolenia, które chyba jako ostatnie miało normalne dzieciństwo.

Świat był wtedy prostszy i wolny od codzienności magla, z którym młody człowiek musi się mierzyć.

W szkole obowiązywała wtedy zasada pełnego zaufania do świata dorosłych i nawet nam nie przychodziło do głowy, by negować ich wizję naszego rozwoju. Szkoła może i była trochę siermiężna z obowiązkowymi mundurkami, a nauczyciele choć pewnie nie zawsze spełniali nasze oczekiwania, to jednak roznosił się wokół nimb ich misji kreowania naszych charakterów.

Kiedy miałem naście lat gdzieś na Wybrzeżu przetaczały się fale robotniczego niezadowolenia, ale to wszystko był świat dorosłych i nie bardzo nas to obchodziło.

Dla nas najważniejszym był ogródek edukacji i w tym realizowaliśmy swoją drogę do dorosłości.

Teraz wszystko się zmieniło i sprawy dorosłości jakoś zaczęły przenikać do rzeczywistości na poziomie dziecięcego świata.

Może jeszcze jedno wspomnienie, które utkwiło mi z dziecięcych lat.

W mediach z tamtego czasu pojawiały się informacje o zabranym dzieciństwie naszych rówieśników z niektórych afrykańskich krajów, w których walczące ze sobą plemiona wykorzystywały małe dzieci, aby zamiast szkolnego tornistra, dawać im do ręki broń, by od dziecka uczestniczyły w walce dorosłych.

W komentarzu do tych obrazów mówiono o zbrodni straconego pokolenia, któremu dorośli zabrali beztroskie dzieciństwo.

Odnoszę wrażenie, że kiedyś historia podobnie oceni działania z naszego edukacyjnego ogródka, bo choć do rąk małolatów nikt teraz nie wkłada śmiercionośnych narzędzi, to jednak rzeczywistość magla, jaką stała się współczesna polityka negacji wszystkiego, co nie jest po stronie naszego myślenia, największe piętno odciśnie na najmłodszych.

Kryzys autorytetów, to nie jest coś co bierze się znikąd, a rodzi się w umysłach młodych z celowej inspiracji, bądź błędów zaniechania ludzi dorosłych, i to owocuje tym, że młody człowiek pozbawiony jasnego celu sięga po „wolność”, która jest daleka od autentyczności.

Takiej ułudy wolności doświadczył z pewnością młody, dwunastoletni Rafał, który oznajmił rodzicom, że kończy edukację religijną, bo zrozumiał, że jest ateistą i nie wierzy w bzdury głoszone na szkolnych katechezach.

Szanując jego zdanie jest mi jednocześnie trochę go żal, bo na tę decyzję mieli wpływ dorośli: rodzice, którzy od lat byli daleko od wiary i władze Kościelne także, zmuszając go do traktowania lekcji religii jak jednego z przedmiotów szkolnych, których on zwyczajnie nie lubił.

Jeżeli do tego wszystkiego dołożyć rzeczywistość magla, który co rusz nagłaśnia afery związane z przedstawicielami tej instytucji, to trudno się dziwić, że obecnie w religijnej edukacji bierze udział niecałe 50% młodych ludzi, a i tak są to wartości zawyżone, bo wlicza się w ten odsetek także tych, którzy traktują ten przedmiot w sposób mało poważny i chodzą na te zajęcia tylko dla świętego spokoju.

Sądzę, że to jest już ostatni dzwonek dla Kościoła, aby odwrócić ten trend.

„Dobrodziejstwo” religijnej edukacji w szkołach to dwa stracone pokolenia i jeżeli nadal będzie się utrzymywać tę fikcję, następne będzie ostatnim, zaliczającym archaiczny ( w jego rozumieniu) przedmiot szkolnej edukacji.

Tylko powrót do nauki o Bogu w parafialnych salkach może odwrócić ten trend.

I niech na początek w tych zajęciach będą brać udział tylko nieliczni, to będzie to początek nowej ewangelizacji, w której będą się realizowali młodzi ludzie nie z przymusu, a z potrzeby wiedzy; a to prowadzi do świadomości wiary.

To jest cena, którą trzeba zapłacić, aby uratować to, co jest jednym z najważniejszych zadań, jakie przed Kościołem postawił Chrystus.

Rzetelna wiedza rodzi świadomość wiary i czyni człowieka odpowiedzialnym w obliczu kryzysów, które obecnie funduje świat pełen magla.

Kryspin, Ksiądz w cywil

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz