Kiedy puka czerwiec z coraz to
cieplejszymi dniami, u większości z nas rodzi się pragnienie, by
choć na chwilę uwolnić się od kieratu codziennych obowiązków i
wyruszyć gdzieś poza miejsce naszego zamieszkania, aby tam
rozkoszować się urlopową swobodą.
Dla jednych takim azylem będą być
może zielone ogródki, często oplatające tzw. Rodami (Rodzinne
ogródki działkowe) peryferie miast i miasteczek, dając
spragnionym namiastkę spotkania z naturą, której tak im brakuje w
betonowych „bunkrach” osiedlowych blokowisk..
Dla tych z bardziej zasobnymi
portfelami sposobem na wakacyjny odpoczynek będą być może i
dalekie wyprawy, niekiedy do bardzo egzotycznych miejsc...... bo
morze tam cieplejsze, a i pogoda gwarantowana.
Jest także spora grupa ludzi
preferujących aktywną formę „ładowania akumulatorów” i ci
nie szukają nic nie robienia, a paradoksalnie odpoczywają każdego
dnia podejmując trud przemierzania drogi.
Każdego roku (od ponad 20 lat) w
pierwszą sobotę czerwca na Pola Lednickie zmierzają tysiące
młodych, by niekiedy po długiej drodze, przeżywać spotkanie wiary
w tego, który ponad dwa tysiące lat temu obwieścił, że jest
Drogą, poprzez którą człowiek, pomimo swojej niedoskonałości,
ma szansę na zbliżenie się do Absolutu, podmiotu wyznawanej przez
siebie wiary.
Pewnie nie wszyscy podejmują
odpowiedzialnie decyzję o udziale w tym religijnym wydarzeniu, o
czym już kiedyś pisałem wyrażając moje osobiste spostrzeżenia
na temat niektórych młodych, którzy Lednicę traktują jak kolejną
okazję do wyrwania się spod czujnego oka dorosłych i nic poza tym.
To jednak jest margines w stosunku
do tysięcy tych nastolatków, którzy w tanecznych pląsach
przekraczając o północy ( z soboty na niedzielę) Bramę Rybę,
manifestują swoją wiarę.
W podobnym tonie zachowują się
uczestnicy letnich pielgrzymek na Jasną Górę, kiedy mając w
nogach niekiedy setki przebytych kilometrów, potrafią rozdawać
uśmiechy wszystkim tym, którzy ograniczają się tylko
do roli widzów tworzących szpaler do bram częstochowskiego
sanktuarium.
No i w tym momencie dochodzimy do
sedna problemu.
Ludzie uznający się za wierzących
dzielą się na tych, o których św. Paweł pisał, iż są
uczestnikami wielkiego biegu (….........), i na tych, którzy
stojąc nieco z boku, ograniczają się do roli kibiców,
obserwatorów, przy pierwszej okazji poddających krytycznemu
osądowi potknięcia i upadki biegnących.
Żyjemy obecnie w czasie mody na
zdrowy styl życia, i to widać na każdym kroku.
Wystarczy się porozglądać po
alejkach miejskich parków, gdzie co chwilę mijają nas okazjonalni
biegacze, czy nobliwe panie mające w ręku, zamiast
przeciwsłonecznej parasolki, kijki wspomagające dziarski chód.
Może warto by promować modę na
podobnie zdrowy styl życia dla naszej wiary?
Wśród wielu listów od
czytelników „Księdza w cywilu”, często powtarza się zarzut,
że ludzie zawiedli się na Kościele i dlatego wybierają życie bez
Boga. Otwarcie manifestują swoje odejście i zdają się być
zadowolonymi z takich decyzji.
Dlaczego więc nie odkładam tych
listów na stertę osób straconych dla Kościoła?
Tak sobie myślę, że i Kościół
nie powinien rezygnować z tych ludzi, ale nic samo się nie
zadzieje.
Gdyby, dajmy na to w dużej grupie
pielgrzymkowej, znalazło się miejsce dla tych, którzy poszukują
dla siebie odpowiedzi i ponad klepanie marszowych pacierzy, czy
śpiewanie infantylnych religijnych piosenek, bardziej szukają ciszy
by móc w osobistym zmęczeniu usłyszeć Jego głos; to może z
czasem stałoby się skutecznym narzędziem dla uzyskiwania
odpowiedzi na pytania:
Kim jestem...... dokąd zmierzam.......
czy cierpienie ma sens …...... i wiele, wiele innych.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz