„I
po co mi to było?”
Pewnie
wielokrotnie zadaje sobie to pytanie Bergolio, gdy kładzie się w
skromnej sypialni domu św. Marty na tyłach Bazyliki św. Piotra.
Gdyby
nie zaskakująca dla wszystkich decyzja, którą ponad pięć lat
temu obwieścił światu Benedykt XVI, że odchodzi na „papieską
emeryturę”, on teraz też już by się cieszył świętym spokojem
jako emerytowany kardynał, popijając kawkę na tarasie kawiarenki w
Buenos Aires.
Zamiast
tego, każdego ranka budzi się nowymi „rewelacjami”, które
przedkładają mu sekretarze i inni najbliżsi doradcy, oraz zaufani
purpuraci z watykańskiej centrali.
Nie
inaczej stało się w ostatnich dniach, gdy swoją frustrację
wyraziły kobiety i to te, które do tej pory wydawały się być
najpewniejszym ogniwem Kościoła, zakonnice.
Wielebne
siostrzyczki, które do tej pory zdawały się być pogodzone ze
swoim losem, nagle powiedziały, że mają dość!
I
nie chodzi tylko o to, że spada liczba powołań do żeńskich
klasztorów, co zauważają przełożone tych zgromadzeń; ale
problem tkwi w tym, że wielebne matki nie chcą już dłużej
pozostawać w roli służących, przy „uroczystym” stole, gdzie
zasiadają hierarchowie Kościoła.
Kobiety
długo czekały na ten czas, by mogły przypomnieć o sobie.
W
świecie, który od starożytności zdawał się być wyłączną
domeną męskiej siły, były skazane na drugoplanową rolę i
zdawały się z tym godzić.
Wiele
czasu, setki lat musiało upłynąć, by krok po kroku zaczęły
odzyskiwać podmiotowość i dokonały tego.
Paradoksalnie
sojusznikiem w ich dążeniu do podmiotowości, wielką rolę odegrał
także Kościół, w którym przewijały się historie kobiet
odgrywających znaczącą rolę w początku tej instytucji.
Co
prawda męscy „cenzorzy” skwapliwie marginalizowali rolę kobiet
w ewangelicznych przekazach, to jednak nie do końca udało się im
pomniejszyć ich zasługi przy „narodzinach” Kościoła.
To
nie tylko pokorne dotąd siostrzyczki mówią: dość i artykułują
swoje oczekiwania wobec Kościoła.
Kościół
będzie coraz częściej musiał się mierzyć z głosem kobiet i to
w różnych sprawach.
Niektórzy
komentatorzy vatykańskiej polityki, przy tym ostatnim „buncie”
niewiast w zakonnych habitach, wracają między innymi do tematu
kapłaństwa kobiet.
Nie
inaczej postąpił także Franciszek, uprzedzając ten powracający
co jakiś czas temat, gdy w wywiadzie dla włoskiej gazety „La
Stampa” stwierdził:
„Owszem,
trzeba zwiększyć przestrzeń dla kobiet w Kościele, ale nie
bierzemy pod uwagę dopuszczenia drugiej płci do kapłaństwa. -
Jest to myśl, która nie wiem, skąd się wzięła. Kobiety w
Kościele winny być dowartościowane, ale nie "sklerykalizowane".
Ten,
kto myśli o kobietach-kardynałach, cierpi nieco na klerykalizm”.
Przy
całym szacunku do dogmatu o nieomylności Papieża w sprawach wiary
i obyczajów, ośmielam się zauważyć, że to użyte przez
Franciszka określenie (klerykalizm) było nieco niefortunne.
Klerykalizm (łac.
clericalis: duchowny) – dążenie do uzyskania instytucjonalnego
wpływu duchowieństwa na życie społeczne, polityczne oraz
kulturalne aż do podporządkowania go duchowieństwu i Kościołowi.
Nie byłoby niedzieli Zmartwychwstania, gdyby Chrystus przestraszył
się kielicha Wielkiego Piątku.
Dobry
Bóg przed Tobą Ojcze święty stawia niemniej trudny puchar decyzji
dotyczących Kościoła.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz