Łapówka (pot.)
– korzyść, najczęściej finansowa, wręczana osobie lub grupie
osób, dla osiągnięcia określonego celu, z pominięciem
standardowych procedur.
Tyle definicja określająca precedens, z którym, pomimo że
powszechnie piętnowany, spotykamy się w naszym życiu nader często.
„Jak
nie posmarujesz, to nie pojedziesz”-zwykli powtarzać nasi starsi,
gdy stawali kiedyś przed koniecznością załatwienia czegokolwiek.
W
czasach, gdy brakowało czegokolwiek(łącznie z papierem
toaletowym!), najbardziej chodliwym towarem były koperty, no bo
przecież „wdzięczności przed” nie wypadało wręczać tak
bezpośrednio, by „obdarowywany” nie musiał brudzić sobie rąk
banknotami, których przed nim licho wie, kto dotykał.
I tak krążyły informacje o taryfikatorach: za nogę od łózka w
szpitalnej sali, za cement i pozwolenie na budowę swojego rodzinnego
gniazdka, za pozytywne spojrzenie egzaminatora w trakcie studenckiej
sesji itd., itd....
Łapówka, to jednak nie jest wymysł dawnego, słusznie minionego
systemu, bo gdyby wgryźć się w historię, to niejednokrotnie byśmy
dokopali się przykładów załatwiania spraw poprzez wręczenie (komu
trzeba) sakiewki z brzęczącymi monetami (to w czasach, gdy jeszcze
nie wymyślono banknotów)
Tak już ten świat jest urządzony, że: „jak nie posmarujesz, to
nie pojedziesz”, i pomimo że wszyscy zgodnie deklarują swoje
obrzydzenie do takowego procederu, to poddają się jemu bez
wyjątków.
Nie inaczej jest w Kościele, gdzie „sakiewka” zdaje się być
niezbędnikiem przy załatwieniu czegokolwiek.
Pewnie jednak rozczaruję teraz część czytelników, bo nie
zamierzam zajmować stanowiska na temat tego, że w Kościele wierni
muszą płacić za „usługi”(pogrzeby, śluby, chrzciny), bo
zaraz odezwą się ci, którzy odeprą krytykę mówiąc, że tak
wcale nie jest, bo oficjalnie nie ma żadnego taryfikatora, a tylko
zwyczajowe: co łaska!
Zgadzam się z tym, że w Kościele nie ma ustalonych taryf za
kapłańską posługę (niezależnie od roszczeń niektórych
duszpasterzy, którzy w szufladach parafialnych biurek mają
nieformalne taryfikatory)
Powiem więcej: nawet staram się to zaakceptować opłaty za
„ponadstandardowość” kapłańskich posług: dodatkowy kapłan
na pogrzebie(albo kanonik zamiast wikarego), organista i chórek w
trakcie uroczystości zaślubin i niech tak będzie:
Chcesz
więcej blichtru-płać ekstra!
W
Kościele nie powinno być jednak łapówek, a konkretnie chodzi mi o
intencje mszalne!
Każdy kapłan ma obowiązek odprawienia co najmniej jednej mszy
dziennie (z wyjątkiem Wielkiego Piątku, gdy w Kościele nie
odprawia się Eucharystii).
„To czyńcie na moją pamiątkę”, tak Chrystus polecił swoim
uczniom na zakończenie Ostatniej Wieczerzy i to Jego przesłanie
Kościół realizuje każdego dnia poprzez posługę ołtarza.
Jednak dokładanie do tego opłaty za intencję mszy świętej, to
nic innego jak sankcjonowanie swoistej „koperty” z łapówką za
załatwienie: zdanego egzaminu, powrotu zdrowia, szczęśliwych
narodzin, wiecznego szczęścia i czego tam byśmy jeszcze sobie nie
wymyślili, zamawiając w parafialnym biurze intencję mszalną.
Bóg wie co jest naszą troską, o co zabiegamy i czego pragniemy, a
jeżeli z naszej strony odczuwamy dodatkową potrzebę, by mu to
wyartykułować, to jak najbardziej możemy tego dokonać w trakcie
liturgii Eucharystycznej.
W
Kościele nie powinno być łapówek i to ostatnio potwierdził
Franciszek, gdy stanowczo wyraził swoją dezaprobatę w kwestii
opłat za mszalne intencje.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz