wtorek, 13 marca 2018

Łapówka dla Pana Boga



    Łapówka (pot.) – korzyść, najczęściej finansowa, wręczana osobie lub grupie osób, dla osiągnięcia określonego celu, z pominięciem standardowych procedur.
    Tyle definicja określająca precedens, z którym, pomimo że powszechnie piętnowany, spotykamy się w naszym życiu nader często.
    „Jak nie posmarujesz, to nie pojedziesz”-zwykli powtarzać nasi starsi, gdy stawali kiedyś przed koniecznością załatwienia czegokolwiek.
     W czasach, gdy brakowało czegokolwiek(łącznie z papierem toaletowym!), najbardziej chodliwym towarem były koperty, no bo przecież „wdzięczności przed” nie wypadało wręczać tak bezpośrednio, by „obdarowywany” nie musiał brudzić sobie rąk banknotami, których przed nim licho wie, kto dotykał.
     I tak krążyły informacje o taryfikatorach: za nogę od łózka w szpitalnej sali, za cement i pozwolenie na budowę swojego rodzinnego gniazdka, za pozytywne spojrzenie egzaminatora w trakcie studenckiej sesji itd., itd....
     Łapówka, to jednak nie jest wymysł dawnego, słusznie minionego systemu, bo gdyby wgryźć się w historię, to niejednokrotnie byśmy dokopali się przykładów załatwiania spraw poprzez wręczenie (komu trzeba) sakiewki z brzęczącymi monetami (to w czasach, gdy jeszcze nie wymyślono banknotów)
     Tak już ten świat jest urządzony, że: „jak nie posmarujesz, to nie pojedziesz”, i pomimo że wszyscy zgodnie deklarują swoje obrzydzenie do takowego procederu, to poddają się jemu bez wyjątków.
     Nie inaczej jest w Kościele, gdzie „sakiewka” zdaje się być niezbędnikiem przy załatwieniu czegokolwiek.
     Pewnie jednak rozczaruję teraz część czytelników, bo nie zamierzam zajmować stanowiska na temat tego, że w Kościele wierni muszą płacić za „usługi”(pogrzeby, śluby, chrzciny), bo zaraz odezwą się ci, którzy odeprą krytykę mówiąc, że tak wcale nie jest, bo oficjalnie nie ma żadnego taryfikatora, a tylko zwyczajowe: co łaska!
    Zgadzam się z tym, że w Kościele nie ma ustalonych taryf za kapłańską posługę (niezależnie od roszczeń niektórych duszpasterzy, którzy w szufladach parafialnych biurek mają nieformalne taryfikatory)
    Powiem więcej: nawet staram się to zaakceptować opłaty za „ponadstandardowość” kapłańskich posług: dodatkowy kapłan na pogrzebie(albo kanonik zamiast wikarego), organista i chórek w trakcie uroczystości zaślubin i niech tak będzie:
    Chcesz więcej blichtru-płać ekstra!
    W Kościele nie powinno być jednak łapówek, a konkretnie chodzi mi o intencje mszalne!
Każdy kapłan ma obowiązek odprawienia co najmniej jednej mszy dziennie (z wyjątkiem Wielkiego Piątku, gdy w Kościele nie odprawia się Eucharystii).
„To czyńcie na moją pamiątkę”, tak Chrystus polecił swoim uczniom na zakończenie Ostatniej Wieczerzy i to Jego przesłanie Kościół realizuje każdego dnia poprzez posługę ołtarza.
    Jednak dokładanie do tego opłaty za intencję mszy świętej, to nic innego jak sankcjonowanie swoistej „koperty” z łapówką za załatwienie: zdanego egzaminu, powrotu zdrowia, szczęśliwych narodzin, wiecznego szczęścia i czego tam byśmy jeszcze sobie nie wymyślili, zamawiając w parafialnym biurze intencję mszalną.
    Bóg wie co jest naszą troską, o co zabiegamy i czego pragniemy, a jeżeli z naszej strony odczuwamy dodatkową potrzebę, by mu to wyartykułować, to jak najbardziej możemy tego dokonać w trakcie liturgii Eucharystycznej.
    W Kościele nie powinno być łapówek i to ostatnio potwierdził Franciszek, gdy stanowczo wyraził swoją dezaprobatę w kwestii opłat za mszalne intencje.
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz