wtorek, 6 czerwca 2017

Majowy ból głowy!



    Mamy już za sobą „majowy zawrót głowy”, o którym pisałem w jednym z minionych felietonów
    Dla niektórych rodziców był to jednak nie tylko czas gorączkowych przygotowań swoich pociech do należytego(nie jest to równoznaczne z określeniem-godnego) przeżycia ich święta, ale także był to czas, który nazywam „majowym bólem głowy”.
W tej grupie rodzicieli znaleźli się członkowie wspólnot parafialnych, którzy przez lata zaniedbali swoje religijne praktyki i w kościele pojawiali się bardzo rzadko, albo wcale.
Wielu proboszczów nie pozostawiło złudzeń w tej kwestii: „Pociechy takich rodziców nie dostąpią zaszczytu spotkania z Eucharystycznym Jezusem i koniec tematu!”
     To, że nie były to tylko czcze groźby, świadczą liczne sygnały od czytelników.
Ani w prywatnych, mailowych odpowiedziach, ani teraz nie będę jednak zajmował stanowiska w tej kwestii (i pewnie znowu spotkam się z zarzutem: „że jestem zbyt ostrożny w ocenie, albo wręcz prowadzę krypto-kościelną propagandę”). Powiem jednak, że widzę w tym wszystkim kolejną zmarnowaną szansę duszpasterskiego działania i szkoda!
     Przed rokiem, przy okazji komunii syna moich przyjaciół, którzy trochę z własnej winy zafundowali sobie i swojemu dziecku, „majowy ból głowy”, miałem sposobność spotkać proboszcza małej, wiejskiej parafii, który w okolicy był znany z tego, że nie czynił „problemów” proszącym go o możliwość przyjęcia sakramentów.
    Może z tej „otwartości” tegoż kapłana, przez lata nazbierało się spore grono małżonków(spoza jego parafii), których związki błogosławił w małym, drewnianym kościółku.
    Nie inaczej się także miała sprawa z coroczną majową uroczystością. Choć parafia nieduża, to w pierwszo-komunijnej procesji zawsze maszerowała spora gromadka „aniołków”, jak ich nazywał pochylony latami( w tym roku będzie obchodził 50 lecie kapłaństwa) miejscowy proboszcz.
    Do dnia uroczystości, na którą dotarliśmy w piękny, niedzielny poranek, nie znałem tego kapłana i mogłem tylko polegać na wcześniejszej relacji moich przyjaciół, którzy byli wręcz zachwyceni przychylnym jego podejściem do „kłopotu”, z którym się do niego zwrócili.
    Teraz, będąc wśród zaproszonych gości, mogłem potwierdzić ich odczucia i cieszyć się uśmiechem szczęścia ich syna, gdy pierwszy raz przyjmował do serca Pana Jezusa.
    Mały kościółek w tym dniu cały czas emanował radością podniosłej uroczystości, a ksiądz Jerzy(stary proboszcz) niczym dyrygent symfonicznej orkiestry, dyskretnie wyzwalał piękne dźwięki przeżyć wiary, które dotykały wszystkich zgromadzonych.
Po skończonych uroczystościach, gdy rodziny przed kościółkiem składały życzenia swoim pociechom, zobaczyłem proboszcza. Stał nieco z boku i tylko uśmiechem odwzajemniał pozdrowienia od wychodzących. Podszedłem i podziękowałem mu za piękną, przyjaźnie radosną uroczystość i zapytałem, dlaczego tak jest, że wielu kapłanów nie widzi krzywdy, jaką wyrządzają dzieciom, odmawiając im prawa przyjęcia Pana Jezusa, nakładając na nich „karę za winy” rodziców?
    Stary ksiądz zastanowił się przez chwilę i odpowiedział:
”Nie wiem dlaczego?”
Zaraz jednak dodał:
Mogę powiedzieć tylko dlaczego ja nie stawiam przed nimi barier, bo lubię karmić się ludzkim szczęściem. Uśmiechem aniołków przyjmujących Pana Jezusa i szczęściem małżonków, którzy w mojej obecności Panu Bogu mówią, że się kochają i proszą, by On pobłogosławił ich miłość!”
”Komunia, czy ślub w moim kościele nie jest jednak wyjściem awaryjnym, bo z każdym maluchem {i jego rodzicami także), zawsze zawieram dżentelmeński układ, że „zaliczą”(całą rodziną) co najmniej jedno nabożeństwo majowe i wezmą udział w „Białej niedzieli”(niedziela po I komunii).
Podobnie robię z nowożeńcami. Po zakończonej uroczystości, gdy w zakrystii dopełniamy formalności(wpisy do księgi ślubów), składają mi obietnicę, że przez kolejne cztery niedziele będą uczestniczyć w nabożeństwach.
Choć dane słowo mogą spełniać w dowolnym kościele, wielu na mszy widzę u siebie, a spora grupa w późniejszych latach nadal się pojawia w moim kościele.
Tych nazywam „cichociemnymi”, takimi zrzutami z innych parafii”.
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz