poniedziałek, 19 czerwca 2017

"Chrystus ma dzisiaj twarz uchodźcy"



    Mieszkaliśmy na drugim piętrze kamienicy w centrum Poznania.
Dzwonek do drzwi, a za nimi młody, może 12 letni chłopak, który grzecznie przedstawił powód swojej wizyty: „ Nasza mama choruje, mam czworo rodzeństwa, ojciec nie żyje od roku i zwyczajnie cierpimy biedę”. Moja małżonka bez namysłu wróciła do kuchni, by uszykować wsparcie dla tych nieboraków: kostka masła, puszka szynki, spory kawał żółtego sera i pół bochenka chleba.      Chłopak grzecznie podziękował i oddalił się z reklamówką.
   Pół godziny później wychodząc z mieszkania, na oknie klatki schodowej, zobaczyłem znajomą siatkę, a w niej wszystko to, co daliśmy dla tej rodziny.
W pobliżu naszej kamienicy, często, po obu stronach ruchliwego chodnika siadało w kucki dwóch braci. Przed sobą stawiali małe puszeczki i prosili przechodzących o wsparcie.
   Zatrzymałem się przed jednym z nich i widząc, że jest człowiekiem w sile wieku(mógł mieć około 35 lat), zaproponowałem mu 20 zł za pomoc przy wrzuceniu węgla do piwnicy(pół tony!). Spojrzał na mnie z wyrzutem, który okrasił epitetami( których nie godzi się cytować) no i odszedłem.
   To tylko dwa przykłady z wielu, które nauczyły mnie, że przy odruchu serca potrzeba zawsze rozsądku, aby pomagając innym nie stać się ofiarą zwyczajnych naciągaczy tworzących żebracze gangi wykorzystujące kobiety i dzieci, do żerowania na litości nas wszystkich.
   Teraz, gdy od dłuższego czasu naczelnym tematem stała się sprawa pomocy uchodźcom zalewającym Europę, mam mieszane uczucia.
Mój głos serca zmaga się z głosem rozsądku i obawą.
Media każdego dnia informują nas o kolejnych tysiącach desperatów napływających do granic Europy twierdząc, że są uchodźcami uciekającymi przed wojną.
Trudno mi jednak uwierzyć, że są to nieszczęśnicy wypędzeni w środku nocy ze swoich domostw i uciekający w popłochu przed wojenną pożogą, gdy każdy z nich jest ubrany w dobrej jakości ciuchy i dodatkowo wyposażony w telefon komórkowy najnowszej generacji.
    Gdy u naszego wschodniego sąsiada, (na Ukrainie) przelała się fala wojennej przemocy, do Polski dotarły setki uchodźców z terenów ogarniętych nieszczęściem.
Ale oni nie szli zorganizowanym tabunem do naszych granic, a uratowali się wsiadając do samolotów, którymi ich ewakuowano.
    Z pewnością i teraz w ruinach syryjskich miast są tacy nieszczęśnicy, którym wojna zabrała wszystko, ale ich nie stać na to, żeby zapłacić kilka tysięcy dolarów gangom przemytników ludzi za miejsce na prymitywnej tratwie płynącej przez morze Śródziemne.
Pewnie miał rację Kardynał z Warszawy, gdy wiernym w czasie procesji Bożego Ciała powiedział, że:” Dzisiaj Chrystus ma twarz uchodźcy”.
Może powinien jednak doprecyzować, że: Chrystus dzisiaj ma twarz osieroconych dzieci bezradnie szukających swoich rodziców, dla których ich dawne domy stały się cmentarzami? Ma oblicze ludzi ocalałych z wojennej pożogi, bezskutecznie szukających nadziei i nie potrafiących nawet poprosić o wsparcie, bo ból doświadczonego zła odebrał im sens wszystkiego?
    Jeśli mnie pamięć nie myli, to państwa Zachodu nie wysłały w rejon konfliktu żadnego samolotu, aby nim ewakuować uchodźców, a ograniczyły swoją aktywność do bojowych nalotów, które przypominają manewry, w trakcie których można przetestować skuteczność nowych broni.
    Europa, z obecnym problemem „fali wędrówki ludów”, stała się zakładnikiem własnej naiwności?
Wolę tak myśleć!
Ale prześladuje mnie jednocześnie i inna myśl, że to tylko cyniczna polityka!
Niestety utwierdzają mnie w tym sami politycy, gdy każdego dnia kłócą się w świetle telewizyjnych kamer, zarzucając sobie nawzajem brak wrażliwości na los nieszczęśników uciekających przed wojną.
    Wystąpienie(kazanie) Kardynała budzi we mnie nadzieję, że Kościół nie będzie klakierem żadnej ze stron politycznej kłótni, bo Chrystus ma twarz prawdziwego uchodźcy - człowieka ocalałego z wojennej pożogi! I dla nich trzeba mieć otwarte serca!
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz