środa, 21 września 2016

Nie mogę, a może nie chcę?

    W zabawnym skądinąd filmie:"Ile waży koń trojański", bohaterka w rozmowie z kierowniczką Domu Pracy Twórczej poprosiła tamtą o udzielenie informacji o jej znajomym, z których bardzo chciała się spotkać.
Napuszona swoją "władzą" pani kierownik odpowiedziała jej, że nie może takiej informacji jej udzielić!
Bohaterka filmu nie dawała za wygraną i zadała kolejne pytanie:"Nie może pani, czy nie chce?"
Zapytana zmierzyła ją wzrokiem i odpowiedziała:"A czy to jest jakaś różnica?"
*
   Napisała do mnie zdesperowana kobieta, która ponad dwadzieścia lat temu poślubiła mężczyznę innej wiary[sama jest katoliczką!] Ich ślub odbył się w kościele małżonka, czyli w świetle prawa kościelnego nie doszło pomiędzy nimi do zawarcia sakramentalnego małżeństwa!
    Schody dla tej kobiety zaczęły się w czasie, gdy ich latorośl miała przystąpić do pierwszej komunii świętej!
Proboszcz postawił warunek: Będzie sakramentalny ślub, będzie komunia, w przeciwnym wypadku:Nie!
     Choć pożycie tychże małżonków z różnych powodów nie układało się, więc decyzja o powiedzeniu sobie sakramentalnego:tak, nie miała sensu, ale ze względu na córeczkę i jej radość z przyjęcia Pana Jezusa, zdecydowali się na ten krok!
Nastąpił swego rodzaju "kompromis", który jednak nie trwał długo, bo po kilku miesiącach ich związek się rozpadł definitywnie i zakończył się cywilnym rozwodem!
    Ojciec dziewczynki poszedł w swoją stronę; zawarł w swoim kościele kolejny związek małżeński i cieszył się nową żonką!
   Kobieta[mama córeczki] poznała nowego pana, z którym była szczęśliwa i oboje kochali jej dziecko, ale teraz oni zamknęli sobie drogę do niedzielnej komunii, jako osoby żyjące wg Kościoła, na kocią łapę.
I nie byłoby problemu, gdyby pogodzili się z tym, ale ?
No właśnie na ich nieszczęście, oboje byli wierzącymi ludźmi i sprawa możliwości karmienia się Ciałem     Chrystusa nie była im obojętna, a nawet bardzo im zależało na pełnym uczestnictwie w sakramentalnym życiu!
   Aby wyprostować sobie drogę do Pańskiego Stołu, udali się do Kurii, no i prawidłowo!
Tam jednak dopiero zaczęły się schody, choć ksiądz sekretarz Trybunału przyjął ich podanie, ale zaraz po tym wręczył im listę rzeczy, których spełnienie uznano za konieczne, aby nad sprawą się pochylić: kilkudziesięciu świadków; także były małżonek i teściowie oraz pokaźne grono osób, do których nie mieli żadnego dostępu itd!
To ich załamało i tylko bezradnie rozłożyli ręce, wiedząc, że przez lata nie będą wstanie sprostać tym wymogom!
    Czy Kuria nie mogła postąpić inaczej, czy nie chciała?
Myślę, że w tym i  w wielu innych przypadkach Kościół, może dla podkreślenia swojej powagi, a może ze zwykłego braku empatii, albo co uważam za najgorsze, ze zwykłego nie chce mi się, stawia przed szeregowymi wiernymi kłody trudne do pokonania!
   A w tym rzeczonym przypadku wystarczyło przecież przesłuchać jednego świadka: proboszcza, który postawił ich pod ścianą:"Będzie ślub, będzie komunia!" i na pierwszej rozprawie kurialny trybunał dowiedziałby się, że tego sakramentu wcale nie było, bo został zawarty pod przymusem!
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz