poniedziałek, 12 września 2016

Konkubinat, lekarzu ulecz samego siebie!

       Przed kilkoma laty odwiedziłem mojego kursowego kolegę.
On już wtedy był szacownym proboszczem w nowo budowanej parafii i z tego powodu miał w perspektywie nagrodę, w postaci godności kanonickiej, którą po kilku latach otrzymał.
     Wtedy, gdy odwiedziłem go pierwszy raz, był jeszcze normalnym księdzem w czarnej sutannie i może dlatego przyjął mnie z serdecznością i poświęcił mi sporo ze swego czasu. Wspominaliśmy dawne dzieje i trochę plotkowaliśmy o naszych wspólnych znajomych, kapłanach. Gdy zapytałem go o kolegę, który z woli biskupa zarządzał sąsiednią parafią, mój znajomy proboszcz uśmiechnął się i powiedział:
A on ma się całkiem dobrze, ma na plebani panią, która co trzeba zauważyć, pracuje w urzędzie samorządowym, a na probostwo wraca tylko po południu, ale i tak zajmuje się naszym kolegą jak dobra żona: ugotuje, zadba o czystość, a i przypilnuje, by ten nie za często zaglądał do szklanych naczyń z perlistym napojem i ogólnie jest dobrze!
Swoją relację zakończył uśmiechem i podsumował:
No co by tu nie mówić, to w jego przypadku mamy do czynienia z nieformalnym konkubinatem i tak to trzeba określić....Ale nikomu to nie przeszkadza, więc jest ok”
     No tak, w tej chwili pewnie oczy przecierają cywile, którym Kościół odmówił prawa do życia sakramentalnego: do spowiedzi i komunii św., tłumacząc, że osoby żyjące w nieformalnych związkach, a także te w związkach niesakramentalnych- same wykluczyły się z pełni prawa w Kościele i basta!
     Dziwi mnie „logika” uczonych teologów, którzy definiując związek nieformalny, za kluczowe przyjęli wspólne gospodarstwo domowe niegodziwców!
Idąc tym torem rozumowania:
Ktoś kto mieszka u rodziców i systematycznie zachodzi do wybranki swojego serca, która także pomieszkuje o swoich bliskich, no i spędza u niej[w osobnym pokoju] prawie codziennie po kilka godzin i jak możemy się domyślać, nie zajmują się w tym czasie odmawianiem pobożnych modlitw, to nie ma do czynienia z nieformalnym związkiem?
Czyli: Raz po raz spowiedź, a że te same grzechy się powtarzają, to przecież można złożyć to na karb ludzkiej ułomności, słabej woli i po sprawie.
Z „czystym” sumieniem można przystąpić do Pańskiego stołu i ?
No właśnie, i następnie można wrócić do codziennych miłych chwil sam na sam!
I tu rodzi się pytanie:
A gdzie postanowienie poprawy, o żalu za grzechy popełnione nie wspominając?
Przecież to są konieczne warunki dobrej spowiedzi, ważnej, takiej która gładzi grzechy i przywraca stan łaski uświęcającej!
Kolega Anioł z „Alternatyw 4” z największym wzburzeniem piętnował mieszkańców bloku, którzy wdawali się w nieformalne związki.
Blokowy cieć odkrywszy ten proceder, z odrazą informował pozostałych, że:
Ci niegodziwcy nawet razem jedli i to jeszcze jak jedli!”
Komedia w śmieszny sposób ukazywała absurdy naszej rzeczywistości, ale kościelna wykładnia dotycząca nieformalnych związków także trąci farsą!
A gdyby tak, wzorem niektórych wrażliwych owieczek, które nie przystępują do komunii świętej, uznających swoją winę bycia w nieformalnym związku, podobnie zachowaliby się kapłani ?
Ksiądz przystępujący do sprawowania ofiary eucharystycznej winien być w stanie łaski uświęcającej [czyli po uczciwej spowiedzi, z zachowaniem pięciu warunków ważności sakramentu pokuty !]
Obawiam się, że mogłoby się tak zdarzyć, iż w wielu naszych świątyniach zamiast niedzielnej mszy, mogłyby co najwyżej odbyć się nabożeństwo pokutne?
A może byłoby to dobre, bo uczciwe zapewne!
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz