środa, 8 czerwca 2016

Pieczeń z żubra!

      Jest taka mała miejscowość na zakręcie drogi, przez którą przejeżdżają podróżni zmierzający do obranego gdzieś celu. Za oknami swoich aut widzą ścianę lasu i nieco z boku pyszniący się misterną architekturą, neogotycki pałacyk otulony pięknym parkiem.
To dla wielu wystarczający powód, aby zatrzymać się na chwilę i pooddychać pięknem przeszłości. A gdy na miejscu dowiadują się, że ten las porastający okolicę, skrywa jeszcze inną atrakcję, nie są wstanie odmówić sobie zachwytu podziwiania stada dumnych żubrów, o których do tej pory myśleli, że tylko Białowieża jest ich królestwem.
     Pośrodku miejscowości stoi kościół z czerwonej cegły a nieco z boku budynek plebani.
Do tej parafii przed dwudziestoma laty władze diecezji skierowały młodego wówczas księdza, aby opiekował się, powierzoną mu przez biskupa, parafialną trzódką.
Przez lata ksiądz zakochał się w tym miejscu jego posługi, a i parafianie polubili prostotę i charyzmę pobożnego kapłana.
     Duszpasterz nie tylko dbał o duchowy rozwój owieczek, ale także troszczył się o wizerunek kościoła i jego otoczenia:Naprawiał, remontował, wprowadzał udogodnienia dla niepełno sprawnych, by korzystając z zamontowanych podjazdów, mogli w drodze do świątyni omijać niedogodne dla ich kalectwa schody.
Ksiądz proboszcz uwielbiał spotykać swoich wiernych nie tylko w kościelnych murach i dlatego był częstym gościem pobliskiego parku, gdzie w wolnym czasie zażywając spacerów zatrzymywał się na kilka słów rozmowy ze spotykanymi wiernymi.
Był to uśmiechnięty i pogodny kapłan, zarażający innych miłością do wszystkiego, co piękne, bo jak często mówił:”Należy uśmiechać się do pięknych dzieł naszego Stwórcy!”
Wrażliwość swego wnętrza uwiecznił na kartkach zapisanych wierszami wydał nawet tomik poezji, co było kolejnym powodem do dumy jego parafian!
     Na nieszczęście wiernych i proboszcza, uroki tego miejsca odkrył także jego przełożony:Ksiądz biskup, ordynariusz diecezji.
Hierarcha także polubił spacery po parkowych alejkach i w wolnych chwilach wsiadał w samochód by po kilkunastu minutach zażywać przyjemnych chwil odpoczynku w parku.
Raz nawet spotkał go tam ksiądz proboszcz, który w tym samym czasie przemierzał alejki.
Obaj byli zaskoczeni niespodziewanym spotkaniem, ale to gospodarz pierwszy opanował zdziwienie i po wymianie kilku grzecznościowych zdań, zaprosił dostojnego gościa na plebanię.
Zbliżała się pora obiadu i był to znakomity pretekst do ugoszczenia przełożonego.
Ten jednak odmówił, tłumacząc się nawałem pracy i obiadem, który czekał na niego w rezydencji.
Tak naprawdę nie zamierzał zaszczycić gospodarza swoją obecnością, bo u niego posiłki były takie jakieś skromne[co zapamiętał po ostatniej wizytacji], a do tego po prostu nie lubił tego księdza!
Biskup nie każdemu jednak odmawiał zaszczytu wspólnego posiłku, co wielokrotnie wykorzystywał proboszcz z innej parafii. Jak przystało na diecezjalnego duszpasterza myśliwych, w trakcie obiadów z ekscelencją u niego zawsze na stole była smaczna dziczyzna!
Do tego wszystkiego był w bardzo zażyłych stosunkach z hierarchą i mógł zawsze liczyć na jego przychylność.
Miał co prawda raz po raz jakieś zatargi z wiernymi w parafii, którzy niejednokrotnie żalili się na jego pazerność i butę wobec owieczek, ale co tam!
    Łaska biskupa była ponad to wszystko, dlatego ordynariusz pomyślał sobie, że przyjaciel od myśliwskich specjałów dobrze by pasował w otoczeniu tej parafii.
Co prawda pieczeni z żubra nie zaserwuje, bo te rogacze są pod ochroną, ale miło by było kończyć spacerek po pięknym parku przy stole ze smaczną dziczyzną.
To wystarczyło do podjęcia decyzji o roszadach personalnych w kilku parafiach!
    A co z dotychczasowym duszpasterzem?
Jemu można zaproponować nową parafię i aby nikt nie zarzucił ordynariuszowi bezduszności- najlepiej dać mu dwie propozycje, niech sobie wybierze!
    Ekscelencjo: A może przy podejmowaniu tak ważnych decyzji inne kryteria [nie tylko to, że się kogoś lubi] winny decydować w doborze kandydatów na pasterzy wspólnot parafialnych?
Może warto pozostawić tak jak jest? Może warto posłuchać głosu wiernych i nie zabierać i niszczyć tego co dobre dla ich wspólnoty?
    A dziczyzna na stole wiernego sługi i tak będzie nadal czekała, bo on zawsze będzie pracował na przychylność swojego przełożonego, taka jego natura!
Kryspin 
P.S. Podobieństwo miejsc i osób o których piszę, jest przypadkowe, choć może nie do końca?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz