wtorek, 17 maja 2016

Więzień tabernakulum!


  Już za kilka dni na uliczkach naszych miast pojawią się kolorowe płatki kwiatów, które rozsypią dziewczynki na trasie przejścia uroczystej procesji Bożego Ciała.
W ten sposób upiększą drogę, którą odbędzie Chrystus w Eucharystycznej postaci, ubranej w złoto monstrancji niesionej przez kapłana.
Na trasie przemarszu zgromadzą się tłumy pragnących być blisko swojego Zbawiciela i rzesze ciekawskich, dla których to święto będzie tylko kolejną okazją do wolnego od pracy dnia.
Wszyscy ulegną jednak magii niecodziennego wydarzenia i na głos uroczystego hejnału odgrywanego w chwili, gdy procesja dotrze do kolejnego z czterech ołtarzy polowych, przyklękną w geście pokory.
Później kolejny raz skłonią swoje karki, gdy kapłan uniesie wysoko w górę zdobną monstrancję, aby dokonać aktu błogosławieństwa zebranych.
I po tym wszystkim zakończy się ten doroczny przemarsz Chrystusa po ulicach naszych miast, miasteczek i wiejskich dróżek.
W kolejnych dniach oktawy[ośmiodniowy okres po święcie] procesje ograniczą się tylko do terenu przykościelnego, gdzie potrzebę kolejnych spotkań z procesyjnym orszakiem Chrystusa spełnią tylko ci, którzy odwiedzą Go w czasie popołudniowej liturgii.
Procesja Bożego Ciała to nie jedyna okazja spotkania Eucharystycznego Chrystusa na ulicy naszych miast, choć ci, którzy głośno domagają się ograniczenia Jego obecności w przestrzeni publicznej, z tego faktu pewnie nie są zadowoleni?
Bliskie spotkania z Panem Bogiem odbywają się przypadkowo.
Najczęściej zdarza się to, gdy kapłani podążają z posługą chorym lub umierającym.
Wtedy Chrystus, pod postacią małego białego komunikantu, zanoszony jest tym, którzy z racji swej choroby, nadwątlonego zdrowia lub starości, sami nie mogą stawić się w świątyni, aby w sakramencie komunii świętej go przyjąć.
Wcześniej wspomniałem, że taka obecność Boga w przestrzeni publicznej drażni niektórych ludzi dalekich od Kościoła, ale trzeba powiedzieć, że takie przypadkowe spotkania Chrystusa rodzą kłopotliwą sytuację także dla wielu wierzących.
Wielokrotnie tego doświadczałem, gdy udawałem się z posługą sakramentalną do chorych w parafii: do ich domów, czy szpitala.
Wtedy przechodzący, widząc kapłana w białej komży z korporałem na piersi [rodzaj ozdobnej saszetki do przenoszenia eucharystii], nagle zdawali się być bardzo zainteresowani źdźbłami trawy na kwietniku, lub czymkolwiek innym, aby tylko móc znaleźć pretekst do odwrócenia głowy.
Bardzo nieliczni przystawali na chwilę w swoim zabieganiu i przyklękali, albo choćby schylali głowę w geście pokornego przywitania ze swoim Bogiem!
Po upływie wielu lat [ponad 30] od tamtych zdarzeń, obserwuję, że dzisiaj nawet takich pretekstów nikt nie szuka, jakby wymiotło wiarę z naszych ulic, a i kapłani „starają się”jakoś bardziej dyskretnie „transportować” Eucharystycznego, bez otoczki białej komży i z małym naczyniem wciśniętym gdzieś za pazuchę[zimą!] lub skrywanym pod letnim okryciem.
W czasach poprzedniego „jedynie słusznego” ustroju tamtejsze władze próbowały sprowadzić wiarę do kościelnych murów i wtedy Prymas Tysiąclecia polecił swoim kapłanom, w miejscach publicznych przebywać w stroju duchownym, sutannie, aby choć w takiej formie świadczyć o tym, że Chrystus ma prawo być w przestrzeni publicznej.
W procesjach Bożego Ciała Bóg dał nam okazję, do zamanifestowania wiary! Może warto to świadectwo naszego przywiązania do czegoś więcej, aniżeli dary tego świata, manifestować tak zwyczajnie, na co dzień.
Także wtedy, gdy „Więźnia tabernakulum” spotkamy przypadkowo na naszej drodze, kiedy kapłan będzie go niósł do chorego lub tego, kto ma wkrótce rozpocząć swoją ostatnią podróż.
A tak na koniec: Boję się dożyć takiego czasu, gdy w imię postępu i wolności od Boga w naszej publicznej przestrzeni, Ciało Chrystusa chorym i innym potrzebującym, w zaklejonej kopercie, będzie przynosił przedstawiciel poczty.
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz