środa, 10 kwietnia 2024

 

Pogrzeb Barana

Młody chłopak, miłośnik ostrej jazdy jednośladem, przeszarżował i tragicznie zaliczył spotkanie z samochodem, który zakończył jego młode życie.

Rodzina pogrążona w żałobie udała się do miejscowego proboszcza, aby ten odprowadził nieboraka w ostatnią drogę, w której zamierzali uczestniczyć nie tylko jego najbliżsi, ale i spore grono mieszkańców tej małej, wiejskiej społeczności.

Kapłan owszem wyraził zgodę na przewodniczenie tej smutnej uroczystości, ale już w trakcie żałobnego nabożeństwa nie omieszkał wyrazić swojego niezadowolenia z postawy zmarłego i wobec wszystkich zebranych zajął się wyliczaniem „grzechów” nieboraka będących swoistą ścieżką upadku, która doprowadziła go do tragicznego końca.

Taka prokuratorska tyrada wielebnego poskutkowała powszechnym oburzeniem, a w przypadku najbardziej dotkniętych jego słowami zdecydowaną deklaracją, że dla nich było to ostatnie spotkanie z Kościołem.

Wielebny, co prawda, zreflektował się, i uznał, że przegiął z krytyką, nie szanując zasady, iż o zmarłym winno się mówić dobrze, albo wcale, i po kilku dniach na mediach społecznościowych uznał swój błąd, ale mleko się rozlało i smrodek pozostał.

W „Zatroskanej koloratce” pozwoliłem sobie wspomnieć pogrzeb Barana, negatywnego bohatera, który w pamięci najbliższych i tych pozostałych, którzy znali jego doczesne dokonania jako mało budujące, wzbudził ciekawość wszystkich, jak miałoby przebiegać jego ostatnie pożegnanie.

Miejscowy proboszcz postanowił wykorzystać tę śmierć dla duszpasterskiego przesłania i dlatego na mszę pogrzebową, w trakcie której trumna Barana spoczęła na kościelnym katafalku, zaprosił wszystkich parafian, kładąc szczególny nacisk na to, aby w tej smutnej uroczystości wzięli udział także kompani zmarłego od wszelakich mocnych trunków, które miały niepośrednią rolę w tragicznym końcu ich kolegi.

W trakcie żałobnej mszy kapłan nie omieszkał wspomnieć problemów zmarłego, który za życia wielokrotnie przedkładał butelkę nad szczęście najbliższych, ale zaraz potem nie omieszkał zauważyć, że ten nie do końca był złym człowiekiem, o czym miało świadczyć gremialne zgromadzenie tych, którzy przyszli go pożegnać.

Pod koniec żałobnej homilii kapłan skierował przesłanie do tych, którzy w trakcie nabożeństwa zajęli miejsca pod chórem świątyni, jakby chcieli pozostać niezauważonymi.

-”Gdyby zmarły mógł wam coś powiedzieć, to z pewnością byłby to apel, abyście póki jeszcze czas, dokonali rozbratu z butelką, bo ona jest nie tylko nieszczęściem dla was, ale i dla tych wszystkich, których przecież kochacie.

On już stoi przed obliczem Odwiecznego i już będzie zdawał sprawę ze swoich ziemskich dokonań, a my głęboko wierzymy w to, że ze swojej strony możemy świadczyć na jego rzecz chociażby tym, że teraz w trakcie tej pożegnalnej mszy świętej wspomożemy go modlitwami, bo jak każdy człowiek oprócz ułomności miał także w sobie dobro będące jego posagiem na wieczność.”

Ten ksiądz z małej, wiejskiej parafii zdał egzamin z duszpasterstwa mając świadomość, że pogrzeb to nie tylko suchy rytuał ostatniego pożegnania zmarłego, ale jednocześnie kolejna okazja zbliżenia z Bogiem tych, którzy może niekiedy tylko przy takich smutnych uroczystościach mogą zobaczyć światło drogi dla swojej może i nadwątlonej wybojami życia nadziei.

Z przykrością trzeba jednak ocenić kapłana, który nie zdał takiego egzaminu w przypadku pogrzebu tego młodego człowieka, który być może borykał się ze swoimi słabościami i przed oblicze Odwiecznego Sędziego zataszczył dokonania mało chlubne, ale przecież nie nam być sędziami ludzkich dokonań, bo tylko Bóg zna całą prawdę o każdym żyjącym, a rolą Kościoła jest ukazywanie tym, którzy przeżywając smutek rozstania potrzebują słów budujących w nich nadzieję, że każde życie, nawet powikłane zakrętami, ma sens, bo u jego kresu na każdego z nas czeka Bóg, z otwartymi, przepełnionymi miłością ramionami.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz