wtorek, 16 kwietnia 2024

 

Kryzys demograficzny

Przed kilkoma dniami w programie publicystycznym jednej ze stacji komercyjnych prowadzący zaprosił do dyskusji dwoje przedstawicieli młodego pokolenia, aby przedyskutować z nimi sprawę kryzysu dzietności naszych rodzin.

Przedstawicielka jednej z organizacji młodzieżowych na wstępie zauważyła, że przyczyn obecnego kryzysu należy upatrywać w niepewności młodych co do stabilizacji ich życia.

Osoby wchodzące w dorosłość mają swoje priorytety co do przyszłości, kiedy są w nich sprawy mieszkaniowe i konieczność zadbania o stabilizację kariery zawodowej, a dziecko w naturalny sposób znajduje się dopiero na drugim planie.

Także drugi dyskutant podzielając jej zdanie zauważył, że świat postrzegany przez ludzi młodych nie sprzyja decyzjom o dzieciach, kiedy kobietom stawia się wymogi lojalności wobec pracodawców, którym wcale nie jest po drodze z pracownicami uciekającymi w macierzyństwo, kiedy na ich miejsce mogą zatrudniać kobiety stawiające karierę zawodową na pierwszym miejscu.

W Polsce mierzymy się z kryzysem dzietności w naszych rodzinach i perspektywy, że ten stan mógłby się odmienić, póki co są mizerne, czemu nie zaprzeczyli zaproszeni goście.

W tej telewizyjnej dyskusji zabrakło mi jednak zaakcentowania prawdziwego powodu tego stanu rzeczy, którego niestety także zdają się nie zauważać politycy z przedstawicielami władz na czele.

Owszem, w pierwszej ustawie nowego rządu znalazł się zapis o finansowym wspieraniu przyszłych rodziców szukających szansy na macierzyństwo korzystając z rządowego programu in vitro, na który w budżecie przewidziano okrągłe pół miliarda złotych, to jednak jedyna taka „jaskółka” w deklaracjach wspierania pro dzietności w naszych realiach.

Pozostałe inicjatywy rządzących jak wspieranie budowy bazy żłobkowej, czy zapowiedzi babciowego mającego pomagać młodym mamom w powrocie do aktywności zawodowej, to tylko zabiegi pudrowania problemu.

Polska mierzy się narastającym problemem niżu demograficznego i z pewnością nie załatwią nam lepszych perspektyw „goście” z Ukrainy , czy zapowiadane rzesze uchodźców z najdalszych stron, kiedy brakuje prawdziwej polityki prorodzinnej, a przecież to w tych najbardziej podstawowych komórkach naszego społeczeństwa jest jedyna nadzieja na poprawę demograficznych statystyk.

Tej prawdy zdają się nie zauważać rządzący, bo jak inaczej odczytywać lansowanie nowego modelu anty rodziny, jakim są nieformalne związki, w których dziecko jest co najwyżej przypadkiem często burzącym spokój dwojga ludzi będących w luźnym, często czasowym związku.

Jeżeli do tego dołożyć wściekłą kampanię pro aborcyjną, propagowaną przez środowiska lewicowe jako dobro dla kobiet, z przytaczaniem opinii jak uwstecznionym jesteśmy państwem, kiedy w Holandii nasze niedoszłe matki mogą bez problemu pozbyć się niechcianego dziecka nawet do 24 tygodnia ciąży( 6 miesięczne dziecko zdolne jest przecież już do samodzielnego życia), to mamy przepis na gotową katastrofę.

Także Kościół ma swoje „zasługi” w braku działania na rzecz dzietności, bo list protestacyjne odczytywane z ambon, czy nawet marsze za życiem, to zbyt mało troski o zdrową rodzinę.

Na palcach jednej ręki można wyliczyć inicjatywy parafialnych decydentów w tworzeniu ośrodków wspierania rodzin w ich wspólnotach, nie mówiąc już o klimacie wsparcia dla przyszłych matek, kiedy nadal w lokalnych społecznościach kobiety w ciąży (zwłaszcza te będące bez ojców swoich pociech) muszą się mierzyć z ostracyzmem środowiska „porządnych” parafian z miejscowymi duszpasterzami na czele.

Na koniec warto powrócić do sprawy tworzenia klimatu przyjaznego dzietności, a zawiera się on także w kwestii uproszczenia procesów adopcyjnych i wsparcia tych małżonków zamierzających być prawdziwą rodziną dla niechcianych nowonarodzonych.

Państwo mogłoby i ich objąć pakietem wsparcia przeznaczając na ten program część środków z projektu in vitro, bo przecież został on stworzony także w tym celu.

Kryspin, Ksiądz w cywilu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz