środa, 13 marca 2024

 

Sakrament z taśmy

Druga połowa marca w tym roku wyznacza w Kościele kończący się czas Wielkiego Postu i już tylko dni dzielą nas od przeżywania tajemnicy Wielkanocnego cudu Zmartwychwstania.

W naszych świątyniach czas przyspieszył i mamy już za sobą większość duchowych ćwiczeń mających nas przygotować do godnego przeżywania największych tajemnic naszej wiary. Za nami ileś tam nabożeństw Gorzkich Żali, Dróg Krzyżowych, a w niektórych parafiach dodatkowo zrealizowano cykliczne wielkopostne rekolekcje, i to wszystko dla godnego spotkania ze Zmartwychwstałym.

Jednym z ostatnich ogniw przygotowujących nas do Wielkanocy będą z pewnością dni parafialnych spowiedzi, na które nasi duszpasterze corocznie zapraszają kapłanów z sąsiednich parafii, aby ci w prowizorycznych konfesjonałach sprawowali sakrament pojednania dla miejscowych owieczek.

wszystko to po to, aby wiernym umożliwić wypełnienie przykazania kościelnego mówiącego wprost, że każdy katolik winien chociażby raz do roku, w okresie wielkanocnym wyspowiadać się i komunię świętą z powagą przyjąć.

Ten obowiązujący nakaz wpisuje się także i w inne przykazanie kościelne mówiące o obowiązku nabożnego uczestnictwa we mszy świętej każdej niedzieli i w przypadku świąt nakazanych.

I tu rodzi mi się wątpliwość a może należało by powiedzieć zdziwienie.

Jeżeli mamy poważnie traktować sprawę naszego ostatecznego celu jakim jest zbawienie, to pozostawanie w stanie łaski uświęcającej (bez zmazy grzechu), to winno nas to obligować do stałej troski, aby takimi być nie tylko w krótkim okresie wielkanocnej mobilizacji.

Kiedy rozpoczynałem moją seminaryjną drogę nasi przełożeni zajmujący się sprawami duchowymi pouczali nas, że dbając o stan naszej duszy, winniśmy co najmniej raz w tygodniu zaliczać sakrament pojednania, a kapłana spowiednika traktować jak kierownika duchowego, kogoś na kształt trenera naszych wnętrz.

Jak więc się to ma dla zwyczajnych wiernych, czy ich wewnętrzny rozwój jest mniej ważny?

Życie w stanie łaski uświęcającej raz do roku to dziurawy durszlak nie dający gwarancji, chociażby w kwestii naszego niespodziewanego zejścia z tego świata, bo nikt przecież nie ma gwarancji, że Bóg może go powołać w najmniej oczekiwanym przez delikwenta momencie.

Inną sprawą, która wiąże się z takim sakramentem z taśmy jest z pewnością jakość przeżywania tegoż Bożego daru, kiedy często bez należytego przygotowania (konieczne warunki dobrej spowiedzi) doskakujemy do konfesjonału, odklepujemy wyuczone formułki, wyliczamy stale te same przewinienia i czekamy na odpukanie, zdawać by się mogło, najważniejszy element spowiedzi i już gotowe, zaliczony ceremoniał, ale czy miał coś wspólnego z sakramentem?

Zastanówmy się.

Gdyby przeciętny katolik spowiadał się raz w tygodniu, powiedzmy przed niedzielnym nabożeństwem?

Pewnie ze strony kapłanów padłaby odpowiedź, że to absurd, bo kolejka chętnych do sakramentu pojednania uniemożliwiłaby zmieścić w czasie jeszcze Eucharystię.

Pewnie w tym jest wiele racji, ale nie do końca.

W Kościele Polsko – Katolickim w trakcie każdej eucharystii, po spowiedzi powszechnej, celebrans dokonuje absolucji zbiorowej, aby uczestnikom nabożeństwa umożliwić pełne uczestnictwo we mszy.

Czy w Kościele katolickim nie mogłoby być podobnie?

Wojskowi kapelani z pewnością mogliby udzielić odpowiedzi na to pytanie i brzmiałaby ona: tak!

Co prawda kościelne przepisy dozwalają na absolucję generalną tylko w szczególnych przypadkach, ale to jasno dowodzi, że spowiedź indywidualna (na ucho) nie jest żadnym kanonem wiary, a tylko zwyczajowym nakazem mogącym ulec zmianie.

We mszy nabożnie uczestniczyć, mówi kościelny nakaz.

Spowiedź powszechna w randze sakramentu z pewnością byłaby przyczynkiem do tego, aby w niedzielnej liturgii większa liczba obecnych w pełni realizowała to polecenie.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz