wtorek, 23 stycznia 2024

 

Krytyka z troską to szansa na refleksję.

Przyznam, że odebrałem z niesmakiem zachowanie hierarchy krakowskiego, który ostentacyjnie odmówił udziału w pożegnaniu zmarłego księdza Isakowicza - Zalewskiego, kapłana, który przez cały okres swojej duszpasterskiej posługi zawsze kierował się troską o skrzywdzonych i nigdy nie splamił się kunktatorskim milczeniem, kiedy otwarcie należało piętnować zło, nawet wtedy, kiedy przyszło mu zabierać głos w sprawach dotyczących gorszących historii z kapłańskiego poletka.

Swoją drogą zastanawiam się jak trzeba być człowiekiem małego formatu, aby tak publicznie manifestować swoje animozje wobec człowieka powszechnie szanowanego przez tłumy towarzyszące mu w ostatniej drodze.

A może nie powinienem się dziwić temu, że w Kościele jest już coraz mniej ludzi dużego formatu, a zamiast nich coraz większe grono tych, którzy pielęgnując swoje małości systematycznie oddalają się od tego, aby zasługiwać na miano duszpasterzy.

Zachowując skalę, sam ostatnio doświadczyłem przykrości skarlenia jakim wykazał się ksiądz proboszcz parafii, w której od lat zamieszkuję.

Chodzi o odwiedziny duszpasterskie jakie odbyły się na moim osiedlu, gdzie wszyscy żyjemy w dobrosąsiedzkich relacjach. Spośród mieszkańców naszej małej wspólnoty na przyjęcie księdza corocznie decyduje się tylko około 1/3, gdy pozostali zachowują daleką powściągliwość co do tych kontaktów i systematycznie rezygnują z tych spotkań.

Pomimo wyboistych relacji łączących mnie z tą instytucją, co jest zrozumiałym, kiedy od lat jestem księdzem w cywilu, z należytą powagą przygotowałem się do kolędy licząc na to, że będzie mi dane zamienić choćby kilka słów z wielebnym.

Krzyż, kropidło, zapalona świeca i koperta z ofiarą na potrzeby parafii długo czekały na białym obrusie, a ja odświętnie ubrany do późnych godzin wieczornych łudziłem się, że spotkanie dojdzie do skutku, tym bardziej, że zaprzyjaźniona z nami i wielebnym sąsiadka uprzedziła duchownego o naszej gotowości do jego wizyty.

No i wszystko jasne.

Jakiś czas temu, kiedy spotkałem się z zaprzyjaźnionym kapłanem, moim dawnym kolegą z seminarium, dowiedziałem się, że miejscowym hierarchom nie podobają się moje książki i wydali zakaz ich czytania swoim podwładnym. Trochę to dziwne, że przełożeni obłożyli nieformalnym indeksem to, z czym i tak wielu czytelników mogło się zapoznać i jakoś nikogo nie zgorszyłem treściami tam zawartymi, ale cóż, osąd wydali ci, którzy wcale nie znali treści, bo uznali, że trzeba dmuchać na zimno.

Dodatkowo nagrabiłem sobie tym, że ośmielam się na łamach prasy zabierać głos w sprawach okołokościelnych, a owieczki przecież winny przyjmować tylko treści podawane im chociażby w coniedzielnej papce, którą serwują im ich pasterze publikując cykliczne wypociny w formie ogólnie niestrawnych listów duszpasterskich, w których próżno szukać niewygodnych treści, o ciemnych sprawach dotyczących ich kapłanów już nie wspominając.

Pewnie że można i tak, ale w dobie internetu i powszechności w dostępie do informacji, trudno taić prawdy niewygodne, bo okres bezrefleksyjnej wiary już dawno przeszedł do historii.

I tak na koniec mam serdeczny apel do Waszej Ekscelencji, dostojny Księże Prymasie.

Wiem, że nie są Ci obce wypowiedzi „Księdza w cywilu” i licząc na Twoją inteligencję żywię nadzieję, że nie znajdujesz w nich wrogich treści, bo ich zwyczajnie tam nie ma, więc może warto zdjąć zakaz, aby poza tysiącami cotygodniowych czytelników tych felietonów, mogli bez obawy o łamanie odgórnego zakazu, zapoznawać się z nimi także ci, którzy będąc na pierwszej linii duszpasterskiego frontu mogliby dyskretnie korzystać z moich sugestii.

Obecny Kościół ma aż nadto wrogów, którzy nieustannie kibicują jego trudnościom, więc może warto być otwartym na głos życzliwy choć może i niekiedy krytyczny, ale zawsze szczery i pełen troski o jego przyszłe dobro.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz