środa, 13 grudnia 2023

Apostazja to efekt ograniczonej wiary.

Znany aktywista kościelny, dyrektor białostockiego oddziału Caritas, od 2019 roku kandydat na szafarza nadzwyczajnego mającego uprawnienia do udzielania sakramentu eucharystii, nagle ogłosił swoją decyzję o akcie apostazji.

Ta spektakularna decyzja z jego strony odbiła się głośnym echem w lokalnej społeczności i zrodziła szereg pytań, co legło u podstaw takiej decyzji.

Sam bohater tego wydarzenia bardzo oszczędnie poinformował ciekawskich, że podjął taką decyzję w akcie sprzeciwu przeciwko patologiom, z którymi od dłuższego czasu nie radzi sobie instytucja, z którą do tej pory był związany i ma dosyć tego wszystkiego.

Apostazja jest najbardziej drastycznym aktem rozbratu z dotychczasowym życiem w cieniu wiary związanej z Kościołem, ale wcale to nie znaczy, że osoba podejmująca taką decyzję odcina się od wiary jako takiej.

W pamięci mamy inny taki akt, kiedy przed laty na ten sam krok zdecydował się znany teolog, autor wielu rozpraw z teologii fundamentalnej, niedoszły kandydat do godności biskupiej, który w geście sprzeciwu wypisał się z kościelnego katalogu wierzących i zdecydował się na życie w cywilu.

Także i w jego przypadku trzeba zauważyć, że to odejście z Kościoła nie było tożsame z odejściem od wiary jako takiej.

W ostatnich latach apostazja stała się modna, o czym może świadczyć chociażby liczba osób, które zdecydowały się na ten krok i sformalizowali swój sprzeciw przeciwko trwaniu w gronie członków Kościoła i za prawie każdym razem swoją decyzję motywowali bardzo podobnie:

-„Odchodzę z tej wspólnoty, bo poczułem się zawiedziony i zniesmaczony Kościołem targanym aferami i moralną degrengoladą”.

Jeżeli do tego dołożyć te „ciche apostazje”, kiedy swoją decyzję o odejściu wielu nie sformalizowało, to jednak dokonali swojego odejścia od kościelnych struktur, to okazuje się, że jest to znacząca grupa zawiedzionych.

-Wierę, zawiodłem się i dlatego odchodzę, to za każdym razem jest czymś bolesnym, ale problem Kościoła sięga daleko głębiej.

Prawdziwym zgryzem z którym musi się mierzyć ta instytucja to wiara ograniczona.

W Kościele jest „żelazny elektorat”, jak moglibyśmy użyć tego określenia znanego nam z politycznych salonów, kiedy mamy do czynienia z ludźmi głębokiej, bezwarunkowej wiary, której bezpośrednim adresatem jest Chrystus Syn Najwyższego, i żaden, nawet nie dostający do powagi swojego powołania pośrednik (kapłan) nie jest wstanie zamazać Jego obrazu i osłabić zaufania.

Na drugim biegunie tej wspólnoty są jednak i ci, którzy charakteryzują się wiarą ograniczoną, kiedy jej siła jest uzależniona od zaufania pośrednikom i wtedy przy pierwszym rozczarowaniu powoduje rozbrat z Tym, który jest istotą i jej celem.

Był maj 1979 roku, kiedy przed zapowiedzianą pielgrzymką do Gniezna Jana Pawła II w zaciszu kurialnych pomieszczeń rozgorzała walka o znalezienie się na liście wyróżnionych mających otrzymać komunię z jego rąk.

Byliśmy wtedy na III roku formacji ku przyszłemu kapłaństwu i wtedy jeden z kolegów stwierdził z niesmakiem:

-”Jak trzeba być człowiekiem małej wiary, aby bić się o opakowanie, kiedy ma się otrzymać drogocenną perłę. Przecież Chrystus eucharystyczny jest najważniejszym, niezależnie od tego, czy szafarzem jest człowiek w białej szacie, czy ksiądz w znoszonej sutannie gdzieś w małym wiejskim kościółku.”

Minęło od tamtego czasu wiele lat, ale Kościół ma nadal problem z wiarą ograniczoną swoich członków i na tym polu musi dokonać tytanicznej pracy, aby otworzyć przed nami wszystkimi nadzieję na stanie się „żelaznym elektoratem”, kiedy jednym wyznacznikiem naszej wiary powinien na powrót stać się ten, który ponad dwa tysiące lat temu powołał do życia swój Kościół, którego jest i będzie jedynym pośrednikiem Bożego planu.

Kryspin 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz