wtorek, 7 listopada 2023

 

To tylko żołądź!

-”Byłam na trzecim roku studiów, kiedy wdałam się w romans z Markiem, adiunktem z naszego wydziału i będąc szaleńczo w nim zakochana liczyłam na to, że porzuci dla mnie swoją rodzinę, bo często mnie zapewniał, że tylko mnie kocha, a jego małżeństwo to już tylko przeszłość.

Moja sielanka trwała do czasu, kiedy poinformowałam go, że będziemy mieli dziecko.

Marek od tego czasu się zmienił i po kilku dniach postawił mi warunek, że możemy być razem ale bez zbędnego bagażu, jakim miało być nasze dziecko i stanowczo zdecydował, że muszę się go pozbyć.

Po tej naszej rozmowie wręczył mi kopertę i adres lekarza, który szybko załatwiłby nasz problem.

Choć przepłakałam całą następną noc, zrobiłam to, czego się domagał i pozbyłam się „kłopotu”.

To jednak nie załatwiło sprawy, bo po kilku następnych dniach oznajmił mi, że może lepiej by było gdybyśmy się rozstali i tak zakończyła się nasza miłość, a może tylko moja miłość, bo on pewnie nigdy mnie nie kochał.

Od tego czasu minęło kilka lat, a ja ciągle myślę o tym, że wtedy zabiłam część siebie i tylko ze smutkiem obserwuję szczęśliwe kobiety cieszące się widokiem swoich baraszkujących pociech, kiedy ja mogę sobie tylko wyobrażać uśmiech mojego dziecka, któremu odebrałam do niego prawa.”

Taki smutny list napisała do mnie kobieta, która pozbyła się „kłopotu” dla iluzji ratowania swojego szczęścia.

I jeszcze jeden list od czytelniczki „Księdza w cywilu”

-”To miało być nasze trzecie dziecko, kiedy po badaniach prenatalnych dowiedzieliśmy się, że coś jest nie tak.

Lekarz prowadzący moją ciążę poinformował, że wszystko wskazuje na to, iż płód ma wadę genetyczną i dziecko będzie obarczone zespołem Downa.

Mój mąż od razu stanowczo domagał się tego, bym poddała się aborcji, ale je się na to nie zgodziłam, pomimo, że zagroził, że jeżeli je urodzę, to on odejdzie.

Kilka miesięcy później, kiedy Michaś miał dwa miesiące po prostu nas zostawił, aby szukać szczęścia u innej kobiety.

Już od ośmiu lat musimy radzić sobie sami bez ojca, który podobno jest już z nową, kolejną partnerką i robi karierę w biznesie, ale to my jesteśmy szczęśliwi codziennością, która wita nas każdego poranka uśmiechem kochającego się rodzeństwa, a Michaś choć inny od nas fizycznie, potrafi kraść nasze uczucia jak nikt inny.”

Dwa jakże różne od siebie listy, ale traktujące o tym samym czyli o cudzie narodzin, który dany jest tylko kobiecie.

W czasie telewizyjnej dyskusji na temat projektu dowolności aborcyjnej starli się politycy będący za utrzymaniem wyroku Trybunału Konstytucyjnego chroniącego prawo dziecka do życia ze zwolennikami liberalizmu aborcyjnego mającego chronić kobiety przed niechcianą ciążą.

Pani posłanka z lewicy zapytana o to, czym się różni 12 tygodniowe dziecko będące w łonie matki od tego, które przychodzi na świat, odpowiedziała, że różni się tym jak żołądź od dębu i koniec.

Pewnie można i tak.

Aborcja nie jest środkiem antykoncepcyjnym i dziwi mnie to, że środowiska noszące na sztandarach hasła opieki nad kobietami nie starają się pochylać nad tragedią tych, które osamotnione decydują się na taki desperacki krok, po którym w ich psychice pozostaje niezabliźniona rana i trauma straconej szansy na najpiękniejsze doznanie, jakim dla kobiety jest chwila, kiedy do swojego serca może przytulić własne dziecko.

Pewnie, że można tłumaczyć sobie, że kobieta ma prawo do pozbycia się „problemu”, bo przecież to tylko żołądź i nic to, iż z niego wyrasta piękne drzewo, albo że to tylko „galaretka”, której można się pozbyć jak niechcianego kataru.

Kobietom z „problemem” potrzeba wyciągniętej do nich pomocnej dłoni, której mają prawo oczekiwać od nas wszystkich.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz