środa, 13 września 2023

 

Silna rodzina jedyną receptą naszej przyszłości.

W Polsce rodzi się coraz mniej dzieci.

To jeden z ważniejszych kampanijnych tematów od lewa do prawa sceny politycznej, i to prawda, z którą trzeba się zgodzić.

Aktywiści z lewicowej strony ideologicznego sporu z nieukrywaną satysfakcją punktują rządzących, że na nic się zdały rozdawnicze programy prospołeczne i nawet podniesienie kwoty dodatku na wychowanie dzieci do niebagatelnej kwoty 800 zł. miesięcznie ni jak się nie przełożyło na dzietność naszych rodzin.

Aby nie być posądzonym o malkontenctwo zaraz potem stawiają diagnozę, że polskim rodzicielom potrzeba żłobków, gdzie fachowcy zajęliby się maluchami, kiedy mamuśki mogłyby się realizować zawodowo, do tego pomysł finansowego wsparcia, gdyby rodzicielki nie za bardzo ufałyby systemowi żłobkowej opieki, wtedy w sukurs mogłyby pospieszyć babcie i to wcale nie za darmo, bo państwo uruchomiłoby finansowanie w formie dodatku babcinego (1500 zł miesięcznie), no i na koniec sprawa godziwego lokum dla młodych rodzin, które zapewniłyby lokalne samorządy w ekspresowym tempie budujące tanie lokale na wynajem.

Reasumując należałoby stwierdzić, że nikt nam więcej nie obieca ponad tych, którzy stawają w szranki do sejmowych foteli i w efekcie do władzy.

A i jeszcze zapomniałem, że w tym festiwalu obietnic nikogo nie pominięto, bo przecież społeczeństwo to nie tylko heteroseksualna masa, ale i także ci pozostali, którzy będąc w odmiennych orientacjach raczej nie przyczynią się do wzrostu narodzin, ale także o swoje zamierzają walczyć, więc i im się należy garść przywilejów.

W Polsce przeżywamy demograficzny kryzys i socjologowie biją na alarm, że za kilkanaście lat nasza populacja zmniejszy się tak znacznie, iż nie będzie komu pracować, bo przecież żyjemy dłużej i drastycznie się rozrasta rzesza tych, którzy co miesiąc będą drenować system emerytalno-rentowy, a ten przecież nie jest z gumy.

W tym politycznym jazgocie bardzo cichym zdają się być głosy tych, którzy źródła problemu starają się upatrywać w kryzysie rodziny, a to ona przecież w najprostszy sposób jest gwarantem dzietności.

Nie jest żadną tajemnicą, że od stuleci strażnikami wartości prorodzinnych był i jest Kościół i to niezależnie od klimatu w jakim się obecnie znajduje.

To w jego doktrynie rodzina jest szczególną wartością, choć w ostatnich latach jego głos stracił na znaczeniu, a i on sam ponosi znaczną część winy za ten stan rzeczy.

Hierarchowie ponoszą winę za to, że Kościół stał się obiektem ataku, bo sprzeniewierzyli się zasadzie politycznej neutralności i związali swój dobrostan z partią władzy, otwierając swoistą puszkę Pandory wykorzystywaną przez religijnych przeciwników.

Jeżeli do tego dołożyć falę brudów wśród ludzi w sutannach, to mamy gotowy przepis na kryzys, który owocuje upadkiem wartości rodzinnych.

Pokłosiem tego stanu rzeczy jest chociażby malejąca ilość dzieciaków i młodzieży uczestniczących w lekcjach religii. Według danych z największych miast to jest tylko 50% dzieci uczących się o katolickich wartościach w szkołach podstawowych i zaledwie 20% wśród uczącej się młodzieży.

Środowiska antyklerykalne odtrąbiły już sukces i zacierają ręce w nadziei, że jeszcze za naszych czasów Kościół stanie się rodzajem skansenu dawnej ciemnoty, ale czy na pewno jest się czym cieszyć?

Jaką alternatywę mogą zaproponować ci piewcy nowoczesności bez Boga?

Marsze kolorowych buntowników głoszące na sztandarach hasła o równości ni jak nie przedsatwiają wizji, czym ma się stać świat, który tak ochoczo krytykują.

W demokracji każdy ma prawo do manifestowania swoich przekonań i nikomu nic do tego, ale może już najwyższy czas, aby stawać w obronie także tych wartości, bez których nie ma przyszłości, a tylko silna rodzina ją gwarantuje.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz