środa, 20 września 2023

 

Fundusz kościelny do likwidacji.

Kiedy Chrystus wraz ze swoimi uczniami odwiedził Betanię, pobożna niewiasta namaściła go drogim olejkiem (MT 26, 6-13).

Jeden z Apostołów stanowczo zareagował na ten gest mówiąc, że to była zbyteczna rozrzutność, kiedy należało sprzedać tę drogą wonność, a za uzyskane pieniądze można by obdarować potrzebujących.

Nauczyciel nie podzielił jego zdania i strofując go wyjaśnił, iż uczyniła to przygotowując go na pogrzeb. Mateusz dodał zaś, że Judasz wcale nie miał na myśli pomocy biednym, a po prostu nie chciał się zgodzić na ten gest, bo sam był złodziejem i systematycznie podkradał środki ze wspólnego trzosu.

Przedwyborcza gorączka jest u nas w pełni i co chwilę do publicznej wiadomości przenikają kolejne pomysły na „lepszą Polskę” po wyborach.

Główny pomysł, który lansują obecnie przeciwnicy Kościoła w naszej ojczyźnie jest teza, że nadszedł już czas na zdecydowany rozdział tej instytucji od państwa.

Jednym z pierwszych postulatów jest likwidacja funduszu kościelnego, który nas podatników kosztuje rocznie 270 milionów zł, które to środki można by przeznaczyć chociażby na onkologię.

Kolejnym pomysłem będzie rewizja konkordatu (z roku 1993) i wyprowadzenie religii ze szkół, co miało by dać kolejne oszczędności w publicznej kasie.

Skromnie licząc nauka religii w naszym systemie oświaty to kilka miliardów złotych i w znaczący sposób drenuje szkolne budżety, więc może mają rację ci, którzy chętnie pozbyliby się kościelnych agitatorów?

W podobnym tonie realizowano edukację w nieistniejącym już „raju” Niemiec Wschodnich (NRD), gdzie przez dziesięciolecia budowano społeczeństwo wole od „opium”, jakim dla spadkobierców Marksa i Lenina była religia.

Zgoła inne zasady przyjęło społeczeństwo Niemiec Zachodnich, które realizując zasadę rozdziału Kościoła od państwa, jednocześnie w konstytucji zapisało, iż każdy obywatel ma prawo do religijnej edukacji z zachowaniem wzajemnego poszanowania swoich przekonań, i tak w systemie oświaty zachowali naukę religii w szkołach na wszystkich poziomach nauczania.

Ciekawym jest także to w jaki sposób państwo realizuje sprawą finansowania religijnych potrzeb swoich obywateli, którzy przy podatkowych daninach deklarują swoją przynależność wyznaniową i płacą co miesiąc od 7-9% z podatku na rzecz swojego Kościoła.

Przy porównywalnej do Polski liczbie wiernych( katolików niemieckich jest około 27 milionów) na rzecz tej wspólnoty państwo przekazuje rocznie ponad 5 miliardów euro i nikomu to nie przeszkadza.

Z tych pieniędzy utrzymywane są parafie: dla księży ustanowiono pensje, dla kościelnych organizacji desygnowane są środki na działalność charytatywną, a część środków wykorzystywane jest na bieżące remonty i modernizację kościelnej infrastruktury.

No i jeszcze jedno, aktywność duszpasterska została uwolniona od zwyczajowych opłat za kapłańskie posługi, które są bezpłatne.

Ktoś teraz powie, że jesteśmy nadal krajem na dorobku i takie porównania z europejskim krezusem ni jak się mają do naszych realiów.

Owszem, dużo jest racji w takim stanowisku, ale bawiąc się liczbami warto zauważyć, że 270 milionów zł w skali roku, jaki „zjada” kościelny fundusz, to raptem jest 10 zł od każdego zdeklarowanego wierzącego.

Jeżeli więc szukać oszczędności, to może warto by było pomyśleć o budżetach organizacji pozarządowych hojnie sponsorowanych przez samorządy, kiedy sama Warszawa przeznacza na ich działalność statutową kilkaset milionów rocznie.

Może warto by było się przyjrzeć takim wydatkom, kiedy na organizację promującą naukę krzyku w trakcie manifestacji stołeczny ratusz asygnuje grubo ponad milion złotych, a to tylko jeden z licznych przykładów budzących zdziwienie grantów.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz