wtorek, 6 grudnia 2022

 

Owoce epidemii

Minęły trzy lata od chwili, kiedy dane nam było przeżyć najgorsze doświadczenie, z którym przyszło się mierzyć naszemu pokoleniu, jakim stała się pandemia covidowa.

Po tym okresie traumy, kiedy wszyscy przeżywaliśmy przymusowe zamknięcie nie tylko gospodarki, ale i innych dziedzin naszego życia: zdalna nauka naszych dzieci, kościoły z limitem wiernych w czasie nabożeństw, wszechobecne maseczki i dystans w relacjach międzyludzkich, to wszystko musiało skutkować przygnębieniem i niepewnością co do jutra.

Dzięki Bogu tamten czas wydaje się być już tylko traumatyczną historią, choć jak zauważają wszyscy, świat wokół nas już na lata będzie się musiał mierzyć ze skutkami tamtego okresu.

Jak podają specjaliści, jeszcze długo będziemy musieli pracować nad rysami, które w świadomości naszych dzieci spowodowała nauka zdalna mająca wpływ na obniżenie edukacyjnego poziomu wiedzy naszych pociech, przedsiębiorcy jeszcze przez miesiące albo nawet lata będą zmuszeni do wytężonych wysiłków, aby gospodarka powróciła na tory wzrostu, aby powrócił optymizm znoju ich zaangażowania.

Poobijanym tym doświadczeniem ostatnich lat stał się także Kościół, bo chociaż zniesiono większość obostrzeń, gołym okiem daje się zauważyć, że daleko mu do kondycji kreatora sprawującego rząd dusz, kiedy w niedzielnych spotkaniach eucharystycznych cięgle jest wiele wolnych miejsc w kościelnych ławach, a obserwując masowy odpływ z ich wpływów ludzi młodych, to już jakby obraz nowej epidemii, choć z medycznego punktu widzenia, najgorsze winno być już tylko historią.

Trochę mnie dziwi podejście kościelnych optymistów, którzy posiłkując się zapewnieniem samego Chrystusa zapowiadającego niezniszczalność instytucji założonej z Bożej woli (...”na skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”-Mt 16), zdają się być spokojni.

W tym duchu powołują się na przykłady z historii, zarówno tej odległej, kiedy młode drzewko wiary było wystawione na czas rzymskich prześladowań, jak i na bardziej nam bliskie doświadczenie z czasu komunistycznego terroru.

To prawda, że Kościół wychodził zwycięsko z tych doświadczeń, ale trzeba w tym miejscu zauważyć, że zawsze dane mu było mierzyć się z zewnętrznym wrogiem.

Teraz sytuacja jest zgoła odmienna, o czym może świadczyć chociażby list, który przysłała mi czytelniczka z południa Polski.

To emerytka określająca się jako osoba wierząca zmuszona w okresie pandemii do realizowania swoich obowiązków wiary zdalnie, uczestnicząc w niedzielnych nabożeństwach za pośrednictwem środków masowego przekazu, czyli mszy świętej transmitowanej w telewizji.

Teraz, kiedy zakończył się przymusowy lockdown, nie powróciła do stacjonarnych praktyk religijnych i napisała dlaczego:

-„Cenię mądre kazania i ciepło, które mam w domu. Nasz kościół -piękny, duży , jest niewyobrażalnie zimny, bo ogrzewania brak (kiedyś było, ale zepsuło się i od wielu lat nie działa). Proboszcz - niezwykle przebiegły ,chytry i skąpy nam się trafił, wyjeżdża w ciepłe kraje i tam się wygrzewa, choć kości jeszcze niestare i tłuszczyku sporo.”

Później dodała i inne powody zniechęcenia, którymi tłumaczy swoją decyzję pozostania w systemie zdalnego praktykowania wiary: pazerność duchownego, brak empatii do zwykłych ludzi i ciągłe dążenie do zaspakajania swoich potrzeb bez względu na cenę, jaką muszą ponosić wierni.

Choć covidowa epidemia na dobre uwolniła nas od siebie, to z pewnością nadal trwa w Kościele, który winien jak najszybciej dokonać swoistego lockdownu na tolerancję patologii w swoich szeregach i nie chodzi tylko o grube sprawy cięgle pozostające w nierozliczeniu, ale i zdawać by się mogło te mniejsze, jak naiwne przeświadczenie, że wierni z przymrużeniem oka będą patrzyli na codzienność kapłańskich przywar, którymi częstują ich w swojej pracy.

Emerytka z południowej diecezji zauważyła, że część wiernych z jej parafii poszukała alternatywy dla swoich religijnych potrzeb, przenosząc się na niedzielne nabożeństwa do sąsiednich parafii.

Wielu poszuka jednak swoich dróg wiary zupełnie poza Kościołem i z tej „epidemii” kiedyś Chrystus rozliczy tych, którzy od środka niszczą to, co od początku zadał im jako Boży depozyt.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz