środa, 2 listopada 2022

 

Kościół nie musi być plagiatorem w rządzie dusz.

Kiedy w połowie lat 90-tych twórca WOŚP(Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy) postanowił wynagrodzić zaangażowanie dziesiątków tysięcy wolontariuszy pracujących przy corocznych zbiórkach pieniędzy na szczytne cele, zorganizował dla nich imprezę muzyczną nadając jej nazwę: ”Przystanek Woodstock”.

Choć po kilku latach musiał zrezygnować z nazwy związanej z legendarnym festiwalem dzieci kwiatów i dokonał zmiany na: „Pol'and'Rock Festival”, to w niczym nie przekreśliło zainteresowania jego imprezą i do miejsc rockowej uczty ciągnęły coraz większe rzesze młodych najczęściej ludzi, aby w swoim gronie przeżywać swoiste sacrum muzycznych uniesień.

Nie potrzeba było długo czekać, by na horyzoncie zdarzeń pojawili się naśladowcy idei pana Owsiaka, zamierzający ugrać swoje przy blasku sukcesu imprezy firmowanej logiem WOŚP.

Wśród naśladowców (niektórzy użyliby określenia- plagiatorów) na poczesne miejsce wybiła się inicjatywa związana ze środowiskami kościelnymi i powołała do życia wydarzenie muzyczne i ewangelizacyjne zarazem, o nazwie :”Przystanek Jezus”.

Nieukrywaną intencją powstania tej inicjatywy była możliwość ewangelizacji młodych uczestników rockowego festiwalu, co jednak patrząc z perspektywy minionych lat, przyniosło mizerny, aby nie powiedzieć, żaden skutek.

W ostatnich dniach, przy okazji corocznych świąt upamiętniających naszych zmarłych, w niektórych parafiach zaczęto popularyzować marsze Wszystkich Świętych połączone z ideą beztroskiej zabawy w przebraniach wzorowanych na historycznych strojach ludzi, których na przestrzeni dziejów Kościół wyniósł do chwały ołtarzy.

Trudno w tym wszystkim nie zauważyć naśladownictwa do importowanego na nasz grunt amerykańskiego zwyczaju Halloween, w trakcie którego dzieciaki przebrane w ociekające sztuczną krwią odzienia maszerują od domu do domu, aby napełnić swoje torby słodyczami.

Pewnie, że można utrzymywać, że to wcale nie jest jakiś świecki zwyczaj, bo przecież w głęboko zakorzenionym w kulturze chrześcijańskiej Meksyku takie korowody przy okazji Wszystkich Świętych od niepamiętnych czasów się odbywają i nikomu to nie przeszkadza.

To prawda, ale jest subtelna różnica w filozofii obchodzenia wspomnienia zmarłych w dalekim kraju diametralnie różniącym się od tego, czym od wieków charakteryzuje się nasza tradycja.

Niestety Kościół kolejny raz posłużył się chęcią podpięcia się pod to, co do nas przyszło z zewnątrz i to nie mające wiele wspólnego z naszą religijnością.

Za nami dwa bardzo ważne dni historii zbawczego planu, który Chrystus zrealizował dla wszystkich ludzi, kiedy zdecydował się własnym cierpieniem odkupić ludzkie niedoskonałości, aby zbawienie nie było tylko nagrodą dla nielicznych.

Często akcentuje się atmosferę zadumy, kiedy odwiedzamy mogiły naszych bliskich, którzy już przeszli granicę czasu zasługi i przyznam, że brakuje mi w tym wszystkim przesłania, aby te nasze spotkania z przeszłością były dla nas także okazją do podziękowania za każde życie i za chociażby jeden dobry uczynek tego, który zakończył swój udział w sztafecie wiary.

Dzień Wszystkich Świętych będący w kalendarzu liturgicznym uznanym jako czas wspomnienia nagrody za dobre życie winien być okazją do wdzięczności nas żywych wobec tych, którzy pozostawili nam wspomnienie swojego dobrego życia.

Zapalone znicze na mogiłach są symbolem naszej pamięci i rodzajem zobowiązania jakie żywi zaciągają wobec tych, którzy odeszli już po wieczną nagrodę.

Kościół jako animator naszych dobrych uczynków winien nieustannie nam przypominać, że kiedyś i my dostąpimy tego czasu, kiedy wieczność i dla nas stanie się rzeczywistością.

Gorączkowe zaś zabieganie o rząd dusz i chęć uświęcania tego, co nie ma nic wspólnego z najważniejszymi sprawami naszej przyszłości, jest zupełnie niepotrzebne i tylko przynosi odwrotny skutek.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz