wtorek, 11 stycznia 2022

Stracone pokolenie

 


Mądrość ludowa, pielęgnowana przez wieki, pozwalała naszym przodkom przewidywać czas ochłodzenia, atak mrozu, czy nadchodzące ocieplenie, i nie potrzeba było w tym wszystkim oczekiwać na prognozy naukowych ośrodków, bo ich zwyczajnie jeszcze nie było.

Obecnie nastąpiło swoiste stępienie tej pierwotnej wiedzy, bo przyzwyczailiśmy się do tego, że na ekranach naszych telewizorów każdego dnia etatowe pogodynki informuj nas o nadchodzących zmianach aury.

Dzięki postępowi świat stał się dla nas bardziej przewidywalny, choć nie do końca, bo cięgle zaskakują nas zjawiska trudne do przewidzenia i niekiedy borykamy się z anomaliami burzącymi pewność prognoz.

Oprócz zaskakujących nas niespodziewanych zjawisk w pogodzie, równie niemiłym doświadczeniem stała się obecnie sytuacja pandemiczna, która co róż zdaje się wymykać spod naukowych przewidywań i częstując nas kolejnymi falami wirusowej zarazy i burzy nadzieję na powrót do przewidywalnej normalności.

Mając to wszystko na względzie, musimy być przygotowani na kolejne zaskoczenia i potrzebę adekwatnej reakcji, abyśmy mogli zauważyć światełko w tunelu nadchodzącej rzeczywistości.

W podobnej niepewności musi się czuć także Kościół, który jak i inne instytucje, został zaskoczony skutkami obecnego, niejako anormalnego czasu.

I nie chodzi tu tylko o konieczność ograniczeń, którym został poddany chociażby w ilości wiernych w czasie niedzielnych nabożeństw, bo póki co może nadal prowadzić duszpasterską misję korzystając z pomocy mediów użyczających swoich częstotliwości do emitowania niedzielnych nabożeństw, aby wszystkim wiernym zapewnić chociażby zdalne wypełnienie kościelnego przykazania.

Daleko bardziej niepokojącym musi być dla niego to, co ostatnio zostało ujawnione po badaniach statystycznych przeprowadzonych na temat religijności naszego społeczeństwa.

Kiedy ankieta dotycząca religijności dojrzalej nacji wiernych winna budzić niepokój, gdy procentowo zanotowano znaczny spadek tych, którzy systematycznie wypełniają swój obowiązek bycia praktykującym wierzącym , to przy przedziale wiekowym 18-24 lata, ujawniła prawdziwą katastrofa.

Tylko niecałe 25% młodych deklaruje się jako ludzie lokujący swoje przekonania religijne w cieniu kościelnej nauki.

Wobec tak jednoznacznych deklaracji tej grupy wiekowej wyrażającej negatywny stosunek do praktyk religijnych, a ściślej rzecz ujmując deklarującej wprost swoją niewiarę, musieli zabrać głos hierarchowie, dzieląc się swoimi uwagami na temat zaistniałej sytuacji.

I tu pojawił się dwugłos:

Prymas w swej wypowiedzi nieśmiało zauważył, że część winy za ten niepokojący trend ponosi sam Kościół, a ściślej rzecz ujmując jego opieszałość w piętnowaniu patologii budzącej zgorszenie wśród wiernych, to już arcybiskup z południowej diecezji jedyną winą obarczył bliżej nie sprecyzowane okoliczności skłaniające młodych do bycia pokoleniem ze zwieszonymi głowami wpatrzonymi w ekrany smartfonów, poza którymi nie potrafią dostrzegać już nic ponad nierzeczywisty świat elektronicznej zarazy.

Pewnie wysiłkiem całej rzeszy ludzi nauki świat znajdzie panaceum na obecną zarazę, a przyroda siłą słońca przyniesie nadzieję wiosennej zmiany, ale trudno w tak optymistycznym tonie spoglądać w przyszłość dotyczącą Kościoła, i nie chodzi tu o wielkość kryzysu, ale o brak działania, aby zaświecić światełko w tym mroku.

Włodarze tej instytucji zachowują pełnię beztroski niczym pasażerowie Titanica i wciąż w ich głowie gra muzyka o niezniszczalności założonego przez Chrystusa Kościoła.

Zderzenie z potęgą lodowatej obojętności, która trawi młodych, mają za nic, a to prosty sposób na spektakularną katastrofę.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz