poniedziałek, 17 stycznia 2022

Aby wszyscy stanowili jedno

 


Na pogrzebie seniorki rodu Pawlaków doszło do spotkania zwaśnionych ze sobą sąsiadów z uciekinierami, którzy opuścili domowe pielesze, aby ratować miłość, na którą nie wyrażali zgody pokłóceni ze sobą ich rodzice.

Na pytanie ojca: kiedy wreszcie powrócą do domu, jego syn odpowiedział:”Dopóki w kupie będzie was trzymać tylko wzajemna złość, nie wrócimy ”.

Dopiero co przebrzmiały radosne bożonarodzeniowe pieśni, obwieszczających światu narodziny niezwykłego dzieciątka, które przyniosło światu radość pojednania Boga z ułomnym w swej niedoskonałości człowiekiem, a już zaraz potem do naszej świadomości dotarło takie samo przesłanie, choć ogłoszone dwa tygodnie później, w dniu Bożego Narodzenia u naszych prawosławnych braci.

Trudno przy tej okazji nie zauważyć, że prawie od tysiąca lat wyznawcy tego samego Boga, uznający przecież wszystkie objawione w Ewangeliach prawdy dotyczące wiary, jednocześnie przez długie stulecia tkwili w złości, której szczytowym akcentem stała się wzajemna anatema nałożona przez zwierzchników obu tych wielkich chrześcijańskich wspólnot.

Głębokie rowy podziałów, w które obrosły wspólnoty chrześcijańskie, uprawniają do stawiania pytania, jak obecne kościoły mające jednego założyciela, jakim bezsprzecznie był Chrystus, daleko odeszły od wyrażonego przez założyciela pragnienia, aby stanowiły jedność?

Bogu nie jest miła manifestacja wiary z cieniem podziału, który w przeszłości niejednokrotnie prowadził nawet do aktów przemocy, o braku wzajemnej miłości nie wspominając.

Co prawda w poszczególnych wspólnotach cyklicznie odbywają się ekumeniczne spotkania połączone z modlitwą o jedność, ale to tylko ceremonialne zabiegi pozbawione dobrej woli do wzajemnego pojednania i dlatego przez lata ani o jotę nie nastąpiło zbliżenie wzajemnie zwaśnionych stron.

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa odnotowano najbardziej dynamiczny wzrost dziedzictwa chrystusowej wizji, jaką stał się założony przez Niego Kościół i to nie podlegało dyskusji, tak samo jak nie można było nie zauważyć, że temu fenomenowi towarzyszył niebywały wręcz żar wzajemnej miłości pomiędzy ludźmi przystępującymi do tej wspólnoty.

We wczesnych dokumentach, opisujących fenomen nowej wiary, za każdym razem autorzy podkreślali element wzajemnej życzliwości członków Kościoła, która wyrażała się troską o drugiego człowieka i gotowością do dzielenia się dobrem.

Wraz z upływem wieków zatraciła się gdzieś ta pierwotna życzliwość zastępowana coraz częściej partykularyzmem obliczonym na osobisty zysk, często mający twarz przyznawanych sobie godności i zaszczytów, a wcześniejsze idee odeszły w niepamięć ustępując miejsca wszechobecnej żądzy władzy i posiadania.

To musiało stać się pożywką do dramatu zatraty wszystkiego, czego nauczał u zarania dziejów sam Chrystus, którego apel o jedność w wierze stał się już tylko niesłyszalnym szeptem, albo czymś tak dalece wyidealizowanym, że aż nierealnym w drapieżnym świecie, gdzie liczy się tylko ten, który potrafi się skutecznie rozpychać w swoich często chorych pragnieniach.

Ostatnio spotkałem na swojej drodze bardzo wielu ludzi, którzy zapytani o wiarę, odpowiadali bardzo podobnie:

-”Jestem człowiekiem wierzącym, ale Kościół w takiej formie jaką prezentuje, nie przemawia do mojego serca i dlatego w sensie przynależności wyznaniowej, stawiam się poza nim i podejmuję drogę, może i trudniejszą, aby spotkać Boga bez pośredników, zwłaszcza takich, którzy tak dalece mnie zawiedli.”

Może to jest jeden z ważniejszych i jednocześnie dalece bagatelizowanych powodów decyzji o odejściach z Kościoła?

Może młodzi, podobnie jak filmowy bohater, mają dość trwania we wspólnocie, która konserwuje nienawiść i bezsens podziału.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz