poniedziałek, 11 października 2021

Idzie nowe

 


Pierwszym skowronkiem nowego zdawał się być Sobór Watykański II, który zwołał w połowie minionego wieku starzec wybrany na Piotrową stolicę w wyniku kompromisu wielkich rywali zebranych na konklawe po śmierci Pawła VI.

Jan XXIII swoją decyzją zburzył święty spokój zwolenników tradycyjnego charakteru tej instytucji i uchylił przed nią drzwi ku nowemu rozumieniu Ewangelii.

Co prawda w pamięci większości zatarły się inne istotne decyzje Soboru, a w świadomości wszystkich pozostało tylko to, że od tej chwili Kościół zdawał się przybliżyć do szeregowego wiernego poprzez wprowadzenie do liturgii języków narodowych, ale to był bardzo ważny sygnał mówiący o jego otwartości na potrzebę przyszłych reform.

Zachowując wielkość skali można by obecnie stwierdzić, że także w polskim Kościele pojawił się hierarcha o otwartym umyśle, który od chwili, kiedy z woli Watykanu został mianowany do godności biskupiej (w 2011 roku), stał się uosobieniem świeżości w spojrzeniu na potrzebę nowości na naszym bożym poletku.

Młody, póki co biskup pomocniczy w diecezji Krakowskiej, mając wnikliwą wiedzę o przejawach prostej religijności w szeregach wiernych z czasów minionych ( Jako historyk Kościoła był autorem rozprawy doktorskiej o średniowiecznej pobożności ludowej na ziemiach polskich, którą dopełnił rozprawą habilitacyjną, analizując protest Jana Husa, który wywołał w Kościele kryzys na miarę schizmy), postanowił w swoim duszpasterskim działaniu kierować się tymi doświadczeniami.

Do końca nie wiadomo, czy w uznaniu jego zaangażowania, czy w formie kary, kościelne władze od 2017 roku przydzieliły mu zarządzanie diecezją łódzką, od niepamiętnych czasów bastionem laicyzacyjnych trendów osłabiających cukierkowaty obraz naszej narodowej religijności.

Z pewnością wielu przedstawicieli naszej kościelnej konserwy z zaciekawieniem obserwowało jego orkę na tym ugorze i zadowoleniem oczekiwało na jego porażki w diecezjalnej pracy, mając w pamięci śmiałe wystąpienia nieopierzonego w latach biskupa, który wielokrotnie ośmielał się ich pouczać w trakcie cyklicznych konferencji episkopatu, kiedy powinien cicho siedzieć w ostatnim rzędzie tych mniej ważnych.

A on, jakby na przekór powszechnemu przeświadczeniu, że nie da się przeskoczyć obecnego marazmu kościelnej misji, z uporem maniaka realizował swoją wizję naprawy relacji pomiędzy Kościołem hierarchicznym, a szeregowymi owieczkami tej organizacji, co róż wszczynał nowe inicjatywy, aby zadać kłam przekonaniu, że lepiej nie wychylać się z nowościami w duszpasterskim oddziaływaniu.

Czarę goryczy swoich przeciwników przelał jednak ostatnio, kiedy na zakończenie spotkania młodych, które zorganizował w wielkiej hali stolicy swojej diecezji i ośmielił się na niekonwencjonalne podejście do eucharystii.

Ku zdziwieniu obecnych zaprosił wszystkich do tego, aby otoczyli duży stół ustawiony na środku sali i razem z zebranymi kapłanami uczestniczyli w najważniejszym fragmencie liturgii, akcie konsekracji dokonującej się w czasie mszy świętej.

Tłumacząc zebranym, że nie dokonuje się tam żadne nadużycie, przypomniał, że spełniono wszystkie wymogi, aby można było uznać to za normalną liturgię:

„Otrzymaliście przebaczenie waszych grzechów w trakcie spowiedzi, którą realizowali z wami kapłani, wysłuchaliście słowa bożego, które było kanwą rozważań przeze mnie moderowanych, więc spełniliśmy wszystkie wymogi mszalnej ceremonii”

Nie trzeba było długo czekać na reakcję kościelnej konserwy, która zarzuciła biskupowi dalece idące nadużycie, wzywając go jednocześnie do samokrytyki za niecne działanie.

No i hierarcha dokonał swoistego żalu, że ośmielił się być otwartym na nowe, ale tak nie do końca podszedł krytycznie do swojego działania, i tu pojawiła się nadzieja, że jednak w Kościele przyjdzie ten nowy czas, może wcześniej niż się to wydaje.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz