poniedziałek, 6 września 2021

Nie wolno niszczyć korzeni

 

Kardynał Wyszyński, którego Kościół po czterdziestu latach procesu kanonicznego zdecydował się wynieść na ołtarze, w trakcie swojej posługi wypowiedział znamienne słowa o walce, z jaką musi się mierzyć nasze społeczeństwo, aby zachować narodową tożsamość:” Będą atakowały nas siły, którym będzie zależało na tym, aby zniszczyć nasz naród, a początkiem ich działania będzie zdecydowany atak na Kościół”.

Te słowa jednego z największych mężów stanu, jakim bezsprzecznie był Prymas Tysiąclecia, przez lata zdawały się być tylko swoistym memento, które we współczesnym świecie zdawać by się mogły mało realne.

Po obaleniu totalitarnego reżimu, w którym dane nam było żyć od zakończenia II Wojny Światowej, rzeczywistość wolnej Polski zdawała się być najpewniejszym gwarantem dla swobód, także i tych dotyczących wolności wyznania także.

No może z niepokojem odnosimy się do kryzysów targających ościenne cywilizacje Bliskiego Wschodu, bo w ich wyniku co rusz doświadczamy kolejnych fali migracji, w których ludzie dalecy nam kulturowo i wyznaniowo także, próbują szukać swojej przyszłości na obcej dla nich ziemi.

Niepokoje większości próbują studzić zwolennicy wielokulturowości, którzy lansują tezę, że nawet ileś set tysięcy uchodźców nie zaszkodzą milionom rdzennej ludności poszczególnych państw starej Europy, a ileś tysięcy młodych rąk może zażegnać niedobory na naszym rynku pracy.

Pewnie nie do końca mają rację entuzjaści zapraszania do naszej rzeczywistości tychże nieszczęśników, bo rzeczywistość wcale nie jest tak jednoznacznie pozytywna, o czym mówią rdzenni mieszkańcy europejskich miast, którzy są przerażeni kulturową obcością przybyszów, wcale nie zamierzających okazywać wdzięczności za dar serca zapraszających.

Mnie zastanawia pewien fakt związany z emigracyjną falą uchodźców, którym przecież daleko bliżej by było szukać swojego bezpiecznego miejsca do życia w ościennych i zamożnych krajach arabskich, w których jednak nikt im nie proponuje pomocnej dłoni, a szejkowie swoją wrażliwość ograniczają tylko do petrodolarów, za które są gotowi stawiać meczety w europejskich azylach dla wyznawców Allacha.

To w nader jaskrawy sposób tłumaczy intencje obliczone na swoistą „ewangelizację” islamu, który zamierza w ten sposób wyautować chrześcijańską historię Europy, a to winno budzić niepokój.

W tym kontekście musi budzić niepokój ostatnia wypowiedź prominentnego posła partii opozycyjnej, który założył konieczność „opiłowywania” z przywilejów katolików w naszej rzeczywistości licząc jednocześnie na to, że w ciągu najbliższych lat staną się mniejszością w naszej ojczyźnie.

Podsumowując swoje sugestie dodał, że będzie to słuszna kara za przyjaźń z obecnie rządzącymi.

Pewnie, że można te słowa opozycyjnego posła wpisać w element walki politycznej, bo nie każdemu musi się podobać obecna władza, ale w tych stwierdzeniach wybrzmiało coś dalece bardziej niebezpiecznego, o czym mówił przed laty Prymas Wyszyński z troską wypowiadając się na temat przyszłości naszego narodu.

Kościół z pewnością ma wiele ciemnych stron z którymi musi się mierzyć, ale stawianie znaku nadziei na jego marginalizację, to podcinanie korzeni zasług, którymi przez stulecia był gwarantem naszej tożsamości narodowej i depozytariuszem polskości.

Proces laicyzacji z pewnością odciśnie swoje piętno na religijności naszego społeczeństwa i pewnie już nic nie będzie takie jak do tej pory, i z tym przyjdzie się mierzyć nam wszystkim.

Naszą narodową tożsamość w równym stopniu budują ludzie blisko związani z wiarą, jak i ci, którzy otwarcie deklarują „wolność” od chrześcijańskich korzeni, ale dla wszystkich winna być jedna troska i najważniejsza powinność: pielęgnować w sobie świadomość, że najważniejsza jest ta, którą nazywamy naszą ojczyzną, czyli Polska, a to można budować tylko w poczuciu wzajemnego poszanowania.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz