poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Gdy nadejdzie czas normalności

 


Gdyby ktoś nie zauważył, to ostatnie dni sierpnia zwiastują koniec beztroskiego lata.

To było szczególne lato, bo po okresie pandemicznego zamknięcia nareszcie mogliśmy poczuć smak uwolnienia się od zakazów, co zaowocowało tłumami spragnionych oddechu rodaków, którzy oblegli kurorty i inne skrawki przeznaczone na wyczekiwany odpoczynek.

Teraz przyjdzie nam powrócić do normalnej szarzyzny z obowiązkowym początkiem roku szkolnego, czy pracy już nie zawsze zdalnej.

Na wielki powrót do normalności liczą także nasi spece od ludzkich dusz, choć chyba nie do końca wierzą, że uda im się odbudować pielęgnowany przez lata zwyczaj systematycznych praktyk religijnych powierzonych ich opiece owieczek, co dało się zauważyć w ostatnim wystąpieniu przewodniczącego naszego Episkopatu, który jak gdyby partycypując nadchodzący trudny czas dla kościelnej dominacji, w otwarty sposób wyraził żal, że władze zbyt rygorystycznie potraktowały potrzeby duchowe Polaków, wprowadzając na długie miesiące chociażby ograniczenia dotyczące praktyk religijnych w naszych świątyniach.

Arcybiskup pominął zupełnie inny problem, który dotknął nasze życie wiary i wcale nie był on związany tylko z szalejącym wirusem.

Przez ostanie kilkanaście miesięcy byliśmy wręcz bombardowani co rusz nowymi doniesieniami o niskim morale tych, którym winniśmy ufać jako przewodnikom po wertepach drug wiary, i to skrzętnie wykorzystywały środowiska dalece nieprzychylne Kościołowi jako takiemu.

Czterdzieści lat temu żegnaliśmy w Warszawie ostatniego prawdziwego Księcia polskiego Kościoła, Prymasa Tysiąclecia, jak za jego życia go określono, kardynała Wyszyńskiego. Dane mi było uczestniczyć w jego pogrzebie, który stał się wielką manifestacją wiary i ten obraz pozostanie w mojej pamięci już na zawsze.

Teraz dane nam będzie ponownie doświadczyć bliskości jego wielkości w trakcie uroczystości beatyfikacyjnej, którą Kościół ponownie złoży hołd dla jego nieocenionych zasług.

Okres posługi wielkiego Kardynała z Warszawy przypadł na chyba najtrudniejszy okres dla wiary narodu i dzisiejszym określeniem, które najtrafniej mogłoby określić tamten, przecież tak nieodległy czas, to pandemia nienawiści obliczona na złamanie wiary w Polakach.

Dzięki mądrości roztropnego Pasterza potrafił nas przeprowadzić przez te długie lata tamtejszej pandemii i pomógł zachować w narodzie płomień wiary.

Trochę mi żal, że wśród obecnych hierarchów, którzy przecież w znakomitej większości pamiętają czas Wielkiego Prymasa, zatarł się w pamięci przykład dobrego pasterza i w swoim posługiwaniu nie czerpią z niego wzoru, a to przecież jest swoiste antidotum na współczesną duchową pandemię, która skutkuje osłabieniem wiary.

Po okresie narodowego lockdownu powoli powrócimy do normalnego życia i wszystko będzie się zdawało być jak dawniej, ale w wielu z nas pozostanie rodzaj traumy straty.

Dla jednych będzie to strata zdrowia, które jeszcze przez długie miesiące będzie przypominało o tym, że dawny stan może już nigdy nie wróci.

Inni latami będą wspominać tych, którzy przegrali walkę z covidem i na zawsze odeszli, a jeszcze inni, i tych może być nadzwyczaj dużo, będą na nowo szukali swojej drogi wiary, bo w minionych miesiącach ich dawna pewność drogi gdzieś się rozmyła i to nie zawsze z ich winy.

Choć na wiele naszych po pandemicznych zmór będziemy szukali wsparcia u koncesjonowanych psychologów, to na poranione zawiedzeniem dusze wielu będzie zmuszonych do szukania pomocy u speców od duchowości wiary i to będzie największy sprawdzian dla rzeszy kapłanów.

Wierzę w to, że wielu duchownych zda ten egzamin z duszpasterskiej troski, ale wiem także, że prawdziwą siłą każdej formacji jest charyzma przywódców, a tu już moja ufność jest ograniczona, choć nie wyobrażam sobie, by spośród ponad stu członków episkopatu nie znalazło się chociażby kilku, którzy sprostają misji dobrego pasterza.

Innej alternatywy dla dobrej przyszłości Kościoła nie widzę.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz