sobota, 17 lipca 2021

Roma locuta, cusa finita?


Roma locuta causa finita- odwieczna maksyma określająca decydujący głos Papieża w sprawach dotyczących wiernych Kościoła, to nie tylko ukłon w kierunku ostatecznego głosu zarezerwowany biskupowi Rzymu, ale ważny głos sankcjonujący jedność wszystkich członków tej instytucji.

W historii tylko kilka razy doszło do zanegowania tego decydującego głosu następcy św. Piotra i ich owocem stały się bolesne podziały tego, co Chrystus powołał z myślą, aby wszyscy Jego wyznawcy budowali tę siłę w jedności.

Można tu wspomnieć chociażby podział z początku XI wieku, kiedy nastąpił rozłam znany jako Wielka Schizma Wschodnia, czy następne bolesne rozdarcie, kiedy niepokorny mnich zabrał głos , może i słusznie, w sprawach dotyczących moralnego upadku Rzymskiego Kościoła i powołał do życia wspólnotę niezależną od papiestwa, która w historii zaistniała jako Protestantyzm.

I na koniec jeszcze jeden głos nieposłuszeństwa wobec głosu Rzymu, który wyartykułował monarcha angielski, kiedy nie załatwił sobie kolejnego unieważnienia nieudanego związku małżeńskiego, po prostu ogłosił wyprowadzenie swoich poddanych spod władzy rzymskiego zwierzchnika i utworzył kościół anglikański.

Na szczęście to już odległe w czasie przesilenia podważające decydujący głos Rzymu i wydawać by się mogło, że to już tylko historia, ale takie stwierdzenie chyba jest dalece nietrafne.

Niepokojących przykładów podważania decyzyjności Ojca Świętego w kwestiach wiary i obyczajów można by znaleźć aż nadto i to na naszym kościelnym poletku.

Co prawda Stolica Apostolska w minionych tygodniach pokazała swoją determinację w piętnowaniu niepokojących zachowań naszych niektórych hierarchów chociażby w sprawach tuszowania pedofilskich skandali, co zaowocowało kościelnymi karami, które Rzym zaordynował w stosunku do niektórych naszych biskupów, to po krótkim czasie okazało się, że zasada „Roma locuta”, wcale nie przełożyła się w „causa finita”, o czym mogliśmy dowiedzieć się w trakcie medialnych relacji z uroczystego spędu zwolenników Radia Maryja na częstochowskich błoniach.

Wśród honorowych gości i uczestników zarazem, pojawił się jeden z biskupów objętych stanowczym zakazem uczestnictwa w jakichkolwiek kościelnych uroczystościach.

Organizator tego wydarzenia mając w głębokim poszanowaniu decyzję Papieża, prowokacyjnie zaakcentował, że obecność zawieszonego w prawach hierarchy, to powód do dumy i znak poparcia Kościoła dla stworzonej przez niego fanatycznej wspólnoty.

Pewnie, że można by przejść do porządku dziennego nad tym niefortunnym krokiem organizatorów Jasnogórskiego zgromadzenia, gdyby nie to, że biskup Regmunt był tylko jednym z wielu hierarchów obecnych na tych uroczystościach.

Peany poparcia dla zgromadzonych tam pielgrzymów skierowały najważniejsze osoby w naszym państwie, z Prezydentem Najjaśniejszej Rzeczypospolitej na czele, nie zapominając także o szefie największej partii, który dołożył także swój głos, choć w ich przypadku nie można mieć pretensji, bo przecież tam było wiele tysięcy głosów poparcia, a wybory tuż tuż.

Nie przestaje mnie jednak dziwić postawa Episkopatu i uniki rzecznika tego gremium, który pytany o kontrowersyjne uczestnictwo dostojnika objętego karami Rzymu, odesłał pytających do szefostwa Jasnej Góry, bądź organizatorów tej uroczystości, jako właściwych adresatów mogących udzielić odpowiedzi wszystkim dociekliwym.

Franciszek póki co jest w trakcie rekonwalescencji po przebytym niedawno chirurgicznym zbiegu, ale niebawem powróci do swoich obowiązków i z pewnością nie przejdzie do porządku dziennego nad tym wydarzeniem, w którym istotni w kościelnych strukturach kapłani pozostali głusi na jego stanowczy głos, a to musi wzbudzić w nim niepokój.

No chyba, że nasi hierarchowie już dawno mają za nic decyzje centrali, uważając, że Kościół to tytko oni.

A może jest w tym wszystkim jakieś drugie dno i mamy do czynienia z iście mafijnym układem w myśl zasady: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego?

Kryspin 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz