niedziela, 4 lipca 2021

Nemo iudex in causa sua


Nemo iudex in causa sua- nikt nie może być sędzią we własnej sprawie, bo to jest podstawowy warunek bezstronności organu rozstrzygającego.

Zdaje się, że jest to stwierdzenie nie dopuszczające jakiejkolwiek interpretacji, a jednak zdarzają się odstępstwa, a może trzeba by powiedzieć celowe działania ni jak nie poddające się tej zasadzie.

Od jakiegoś czasu odgrzewany jest temat kłopotów jednego z ważniejszych naszych polityków, który borykając się niejasnościami w kwestii zwyczajnej uczciwości, nie zamierza poddać się osądowi organów sprawiedliwości i zastrzegł sobie decyzję o ewentualnym zawieszeniu immunitetu, aby poddać się rozliczeniu swoich spraw.

Obserwując ten niekończący się spektakl uników musi nam się zrodzić pytanie, czy prawo jeszcze prawo znaczy, a sprawiedliwość sprawiedliwość?

To jednak nie jedyny spektakl dla gawiedzi, którym nasiąknięta jest dzisiejsza przestrzeń publiczna, bo ostatnio mamy do czynienia z kolejną kpiną ze świętości zasady Nemo iudex in causa sua, którą zaserwowali nam przedstawiciele z naszego Episkopatu przedstawiając raport kościelnej komisji badającej problem pedofilii w szeregach duchownych.

Dla mało wnikliwego odbiorcy może i dobrze się stało, że wreszcie ktoś zabrał głos w tej sprawie, ale po chwili zadowolenia musi się pojawić gorzka refleksja, że praktycznie ten raport relacjonowany przez ks. Żaka, ani o krok nie przybliżył nas do zdiagnozowania przyczyn problemu, i nie chodzi tu tylko o brak empatii wobec ofiar patologicznych zachowań kilkuset duchownych, ale zabrakło przede wszystkim jasnego określenia winy tych, którzy ponoszą odpowiedzialność za brak nadzoru nad swoimi podwładnymi, a przecież ogrom zaniedbań ze strony hierarchii jest w tym wypadku czymś najistotniejszym.

Owszem referent beznamiętnie przytoczył liczby osób w sutannach, których dotknęły oskarżenia ofiar, ale zabrakło w tym wszystkim oceny winy ich szefów.

Kiedy po okropnościach II Wojny Światowej w procesie norymberskim sędziowie posadzili na ławie oskarżonych kreatorów zbrodni tamtego czasu, większość z nich próbowało pomniejszyć swoją odpowiedzialność twierdząc, że przecież oni nikogo fizycznie nie gnębili, a wszystkiemu winien był nazizm.

W przypadku naszych biskupów póki co, tylko nielicznym postawiono zarzuty zaniedbania nadzoru nad duchownymi, a gdy niektórym watykańska komisja wykazała celowe tuszowanie obyczajowych skandali, zwyczajnie nabrali wody w usta w myśl zasady złodzieja złapanego na gorącym uczynku, który próbuje wmówić, że to nie jego ręka kradła.

Mnie w raporcie komisji uderzyła skala zagrożeń, z jakimi muszą się mierzyć rodzice małolatów, które powierzają opiece duchownych.

Ministranci, dziewczynki z kościelnych chórków, młodzież z kręgów biblijnych, czy osoby uczestniczące w pielgrzymkach.

Z tego jawi się nam swoista rosyjska ruletka i trudno się dziwić, że coraz więcej z nich odradza swoim pociechom kościelne podcienia.

Jeżeli do tego wszystkiego wziąć pod uwagę, że to są dane skażone nieobiektywnością złapanego na szwindlu złodzieja, to obawiam się, że w przypadku powierzenia śledztwa w tych sprawach obiektywnemu, zewnętrznemu organowi sprawiedliwości, mogłoby dojść do delegalizacji całego tego bałaganu.

Nazizm stworzył system zbrodni, który na szczęście jest już tylko bolesnym wspomnieniem. Celibat kościoła katolickiego póki co nadal kreuje patologię współczesnych zbrodniczych zachowań tych, którzy w poczuciu bezkarności niszczą życie swoich ofiar.

Pozoracja działań i niby prewencja w separowaniu sprawców od ofiar, na pewno nie spowoduje cudownego oczyszczenia się tej instytucji.

Może jest już ostatni czas, by hierarchowie zrozumieli, że Nemo iudex in causa sua, bo tylko wtedy można mieć nadzieję jutra.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz