wtorek, 25 sierpnia 2020

Tragedia Judasza


Za czasów studenckich miałem sposobność poznać ks. Mieczysława Malińskiego, ekscentrycznego myśliciela, który w swym dorobku literackim miał kilka kontrowersyjnych książek, w których co prawda z zaznaczeniem, iż były to tylko literackie wizje autora, to jednak prowokował do myślenia o najróżniejszych sprawach dotykających delikatnych materii od wieków zabezpieczonych klamrą Tradycji, albo niepodważalnych dogmatów.

Mnie najbardziej w pamięci utkwiła jego książka:”Świadkowie Jezusa”, w której bohaterami swoich rozważań uczynił kilku Apostołów, najbliższych sercu Mistrza.

Wśród nich znalazł się Judasz, ten o którym Ewangelie zawyrokowały , że lepiej żeby się nie narodził, a wszystko przez zdradę, której się dopuścił bezpośrednio po Ostatniej Wieczerzy.

W Książce Malińskiego Judasz jednak nie jest trak jednoznacznie negatywną postacią, a autor snując swoją wizję, przedstawił go jako osobę tragiczną, ale nie zasługującą na jednoznaczne potępienie.

Jako jeden z bystrzejszych uczniów Mistrza z Nazaretu uroił sobie, że Zbawiciela trzeba by sprowokować, by ten w sytuacji zagrożenia okazał wobec wrogów swoją Boską moc i tak światu objawił wielkość Mesjasza.

W swoim rozumowaniu wcale się nie różnił od innych Apostołów, bo przecież i oni prowadzili rozmowy na temat funkcji, które Mistrz im już niebawem przydzieli, kiedy światu objawi nadejście swojego królestwa.

Później, kiedy siepacze Heroda, a następnie żołdacy Piłata upokorzyli do granic ich nadzieje, wszyscy jak jeden mąż rozbiegli się, a Judasz dodatkowo nękany wyrzutami sumienia targnął się na swoje życie.

Przecież nie musiał tego zrobić, ale ból połączony z beznadzieją i świadomość zdradzonej miłości popchnęły go tego tragicznego czynu.

Pod koniec fragmentu książki mówiącym o tym tragicznym Apostole, autor niejako w podsumowaniu zauważa, że jego dramat wynikał także z tego, że on na prawdę kochał Jezusa, i to wcale nie mniej niż pozostali.

Gdybyśmy spojrzeli na statystyki, to z przerażeniem dowiedzieli byśmy się, że tylko w Polsce corocznie kilka tysięcy osób decyduje się na ten ostateczny akt desperacji, jakim jest samobójstwo.

Kiedyś Kościół był bardzo stanowczy w ocenie takich osób i przewidywał sankcje nawet po ich śmierci.

Nieszczęśnik był pozbawiony katolickiego pogrzebu, a miejsce pochówku było wyznaczone w ustronnym miejscu nekropolii, i to w ziemi niepoświęconej.

Dodatkowo odmawiano możliwości modlitwy za takiego zmarłego a priori uznając, że za taki czyn na trwałe zamknął sobie drogę do zbawienia, więc apele do Boskiej miłości na nic by się zdały.

Na szczęście to już są czasy minione, choć niektórzy kapłani nadal stosują „sankcje”wobec ludzi targających się na swoje życie, choć bardziej dotykają one bliskich zmarłego i to rodzina musi przyjmować upokorzenie w jego imieniu.

A później pozostaje im już tylko smutek i cięgle powtarzane pytanie bez odpowiedzi: Dlaczego?

W trakcie moje kapłańskiej posługi przyszło mi żegnać młodego chłopaka, maturzystę, który odebrał sobie życie na dwa tygodnie przed egzaminem dojrzałości.

Chłopak miał dziewczynę i grono przyjaciół, i wszyscy oni zadawali sobie także to pytanie: Dlaczego?

Przy grobie powiedziałem, że Andrzeja zabiło zwątpienie w siłę miłości, a zamiast niej swoją duszę wypełnił poczuciem osamotnienia, a takie zmaganie się z przeciwnością może doprowadzić człowieka do desperackiej decyzji, i nam złączonym w bólu pozostaje już tylko modlitwa za niego, czym możemy zadośćuczynić może naszemu brakowi wrażliwości i niezauważeniu samotności kogoś nam bliskiego.

Judasz kochając Mistrza nie potrafił przyjąć jego miłości i dlatego czuł się osamotniony z tym co uczynił i to było jego tragedią i największą przewiną.

Kryspin, 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz