No i kolejny raz zaliczyliśmy Boże
Narodzenie......,.Nie, nie pomyliłem się.
Owszem, pobożni chrześcijanie
się z tym pewnie nie zgodzą, bo przecież najważniejszy akcent
wspomnienia narodzin w betlejemskiej grocie przecież dopiero
będziemy celebrować, kiedy zgromadzimy się na Pasterkach, aby
obwieścić światu radosnym „Bóg się rodzi”, że dokonał się
cud narodzin Boga w ludzkim ciele!
Spróbujmy na chwilę przenieść
się do Betlejem tamtego czasu.
Ta osada, która miała już za
sobą lata świetności (kiedyś przyszedł tam na świat jeden z
największych synów Izraela-król Dawid), pewnie nadal wiodłaby
senny żywot zapadłej dziury,
gdyby nie rozporządzenie imperatora
wielkiego Rzymu, o spisie poddanych.
No i zjechało się towarzystwo z
najdalszych stron, by dopełnić tego obowiązku.
Ci z zasobnymi sakiewkami załatwili
sobie prywatne kwatery lub ciepłe kąty w gospodach i zajazdach
rozsianych pośród okolicznych wzgórz.
Inni odkurzyli dawne powiązania
rodzinne i zwalili się mieszkającym w Betlejem pociotkom; bo jakże
ci mieliby ich nie wspomóc w potrzebie.
Najgorzej mieli biedacy tacy jak
młodzi małżonkowie z Nazaretu, i może jakoś by to było, gdyby
nie poślubiona Józefowi Maryja, która akurat oczekiwała
rozwiązania.
Bez kasy, bez dalekiej nawet rodziny,
która mogłaby zaradzić ich problemowi.
Dopełnieniem trudnej sytuacji było
także to, że błąkali się pośród tłumu, a ten ich nie
zauważał, zajęty swoimi sprawami.
Ewangelista opisuje to krótkim
stwierdzeniem:”Nie było dla nich miejsca w gospodzie...”( Łk2,7)
Swoją drogą brakuje mi w tym
przekazie obrazu Józefa szukającego dla Maryi miejsca w jakimś
prywatnym domostwie, jakby Łukasz celowo pominął problem
niegościnności tamtych ludzi.
Potomkowie Dawida odfajkowali
obowiązkowy spis ludności i powrócili do codzienności, zupełnie
nie będąc świadomymi, iż stracili niepowtarzalną okazję
spotkania z Bogiem tak blisko- twarzą w twarz.
Minęło tak wiele lat(ponad 2000)
i do historii przeszedł rzymski satrapa, który dla swojej próżności
nakazał „spęd” poddanych by chełpić się wielkością władzy.
Dzisiaj zdajemy się być wolnymi
ludźmi, których nikt do niczego nie ośmieliłby się zmuszać, a
jednak poddajemy się magii świąt, choć może nazywamy to tradycją
i tak w większości traktujemy około świąteczne zdarzenia:
choinka pachnąca naturą zajęła poczesne miejsce w naszych domach.
W ostatnich dniach zaliczyliśmy
ileś tam spotkań opłatkowych w zakładach pracy, w różnych
stowarzyszeniach, czy innego rodzaju „spędach”, na których
wypadało być.
Wiele godzin poświęciliśmy na
centra handlowe, które zadbały o skuteczny drenaż naszych portfeli
kusząc prezentami, które tak lubimy dostawać(i dawać także).
No i na koniec ci bardziej wrażliwi
poświęcili sporo czasu na kupowanie sobie dobrego nastroju
udzielając się w akcjach pomocy tym, dla których z racji: biedy,
czy samotności, święta Bożego Narodzenia od lat wycinają w
sercach blizny smutku i dlatego próżno na ich twarzach szukać
uśmiechu nadziei.
To wszystko się już zadziało,
dlatego napisałem, że zaliczyliśmy kolejne Boże Narodzenie i za
kilkanaście godzin powrócimy do codzienności, i tak do następnej
Wigilii.
A mnie się marzy, abyśmy już
nigdy nie wracali do „codzienności”.
To byłby najpiękniejszy prezent,
jaki mogli byśmy sobie sprawić nawzajem.
Niezależnie od tego czy: jesteśmy
wybrańcami narodu w poselskich ławach, czy zwykłymi zjadaczami
chleba, wierzącymi, czy ludźmi o poglądach wolnych od wiary,
ludźmi o najróżniejszych opcjach politycznych; wszystkich nas
winna łączyć życzliwość do drugiego człowieka, którą wyraża
gest dzielenia się chlebem, nawet jeżeli jest to tylko biały
opłatek.
Niech magia Bożego Narodzenia
pozostanie w naszych sercach na każdy następny dzień naszego
życia, byśmy już nigdy nie zatracali się w codzienności.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz