środa, 12 grudnia 2018

"Kościół o tym nie wiedział..."



No i mamy kolejny „rodzynek”, a może powinniśmy użyć określenia łyżkę, a może bardziej stosownym byłoby powiedzieć: wielką chochlę dziegciu, kolejny raz psujący smak beczki miodu, którym dla wielu mieni się Kościół ze swoimi obietnicami wiecznego szczęścia po godnym życiu.
Gdański Prałat był ważną personą robotniczego sprzeciwu. W pamiętnym Sierpniu wspierał kapłańską posługą stoczniowców Gdańska, kiedy ci powiedzieli: Nie - dla bezprawia i odbieranej ludziom godności.
Nikogo nie mogło więc dziwić to, że ludzka wdzięczność postawiła pomnik pamięci charyzmatycznego kapłana.
I pewnie przez lata rosłaby legenda Prałata od św. Brygidy, gdyby nie jego mniej chlubna przeszłość, która przemówiła kilka lat po jego śmierci.
Bezpośrednio pokrzywdzonym pozostawmy prawo do gorzkiej oceny swojego dawnego oprawcy.
Oczywiście nie można pozostać głuchym na ich głos skargi, bo byłoby to stawanie po ciemnej stronie zła, a tego byśmy nie chcieli.
Po ostatnich informacjach, którymi żywią się wszelkiej maści brukowce, pojawiły się także głosy tych, którzy obawiając się zarzutu, że: o tym wszystkim wiedzieli, pospieszyli z usprawiedliwianiem swojej bierności w tamtym czasie.
Bliski przyjaciel zmarłego Prałata i jednocześnie jego pupil z głośnym nazwiskiem, niejako uprzedzając niewygodne pytania, oświadczył:..”Owszem, zauważałem zachowania księdza Prałata, delikatnie mówiąc dalece odbiegające od oczekiwań moralnych stawianych kapłanowi, ale nie wiedziałem, że w swoich słabostkach posuwał się aż tak daleko...Gdybym miał tego świadomość, z pewnością bym reagował...”
Innym, a jakże podobnym tłumaczeniem (tym razem przed prokuratorem) posłużył się inny kapłan, którego chore skłonności zaprowadziły na salę sądową.
-...”Nie wiedziałem, że ona miała dopiero 13 lat. Wyglądała na starszą i kłamała, gdy pytałem ją o wiek. Oczywiście gdybym znał prawdę, nigdy nie posunąłbym się aż tak daleko...”
„Nie wiedziałem, nie miałem świadomości, prowokowała mnie i uległem, itd.....”
Swoją drogą jakże w ten łańcuszek tłumaczeń wpisuje się głos znanego hierarchy (co prawda już w stanie spoczynku, ale nadal wpływowego biskupa naszego Kościoła)
-”Kościół o wielu sprawach po prostu nie wie, a jeżeli już dochodzą głosy mówiące o takich przypadkach, to nasi biskupi nie zawsze potrafią gorącym żelazem wypalić takie zło.
Kościół potępia grzech, ale jednocześnie nie przekreśla człowieka, bo każdy ma prawo do nawrócenia; także i kapłan skażony takim czynem.
Dlatego przed ostatecznym rozwiązaniem, jakim z pewnością jest przeniesienie do stanu świeckiego, niekiedy warto dać szansę na pokutę i powrót do życia zgodnego z oczekiwaniami wspólnoty...”
Zastanawiam się jakie winno być stanowisko Kościoła wobec kapłanów, którzy są na bakier z szóstym przykazaniem, ale są jednocześnie na tyle „odpowiedzialni”, że sprawdzają wiek obiektu pożądania.... przed ?
„Kościół o wielu sprawach nie wie...”
Można i tak, ale ten ograny unik na dłuższą metę odbije się czkawką .
Póki co, finansowego zadośćuczynienia domaga się niewiele ofiar kapłańskich grzechów (przynajmniej u nas), ale wyobraźmy sobie sytuację, gdy o „swoje”upomną się inne „owoce” słabości duchownych:
- Tysiące nieślubnych dzieci występujących o świadczenia alimentacyjne i prawo do spadku po zmarłym tatusiu, który choć w taki sposób wyrównałby ich krzywdę.
Na szczęście w naszym parlamencie jeszcze nie przeszła sprawa związków (partnerskich, konkubinatów), ale to tylko kwestia czasu.
-Kilkadziesiąt tysięcy przyjaciółek (i przyjaciół ) kapłańskich sypialni, będzie się wtedy domagało egzekwowania prawa.
Może warto wiedzieć o tym już teraz i zamiast pozorów, podjąć odpowiedzialne działania?
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz