wtorek, 20 lutego 2018

Antyreligijny fundamentalista



   „Musi Pan jednak dopuścić do swojej świadomości, że Boga nie .było, nie ma i raczej nie będzie. Pan jednak uporczywie przemyca w swoich artykułach domniemanie, że Bóg to coś oczywistego i tylko człowiek podły lub niezbyt rozgarnięty może temu zaprzeczać. Posuwa się Pan w swojej pobłażliwej dobroci krok dalej, twierdząc, że to tylko błędy młodości, choroba buntu dorastania. Przejdą jak młodzieńczy trądzik. I Pan i wy wszyscy obsługujący największe oszustwo w historii ludzkości przejedziecie się na tym krowim placku. A stanie się tak dlatego, że opornie, ale cały czas ewoluuje świadomość człowieka, poszerza się wiedza.
I nie wszyscy odszczepieńcy są natychmiast karani przez Boga tragiczną śmiercią. Wielu przeżywa i głosi herezje całe długie życie. Ja właśnie do nich należę. I, jak śpiewał John Lennon w "Imagine", będzie nas coraz więcej i więcej...
W którymś momencie straci Pan ten pobłażliwy, ojcowski ton i dobre samopoczucie. I to mniemanie, że owieczki trzeba wciąż pouczać!”
    No i kolejny raz mi się dostało.
Tym razem od czytelnika, który jak sam zaznaczył: „głosi herezje całe długie życie”
    Zazwyczaj na prywatne maile odpisuję poza rubryką „Księdza w cywilu”, ale pod tym listem mogłoby się podpisać wielu czytelników, co zresztą autor nadmienia zauważając:”będzie nas więcej i więcej...”
    Kiedyś napisałem, że jesteśmy skazani na to, by być wierzącymi i nadal tak twierdzę.
Oczywiście nie można stawiać znaku równości i mówić, że wszyscy jesteśmy skazani na bycie członkami tego, czy innego wyznania religijnego, bo byłoby to uproszczenie i nietakt w stosunku do tych, którzy deklarują się jako ludzie niewierzący (kiedyś już przytaczałem dane statystyczne mówiące o tym, że prawie połowa naszej populacji opowiada się za tym, iż ludzkie życie nie ma jakiegokolwiek dalszego ciągu i śmierć jest końcem wszystkiego)
    W gronie moich znajomych, nawet przyjaciół, mam także takich, którzy niezależnie od często religijnych korzeni, teraz wyznają pogląd, że Boga nie ma. To jednak nie tworzy pomiędzy nami bariery i żadna ze stron nie prowadzi swoistej krucjaty udowadniania swojej racji.
    Spotykamy się, rozmawiamy na wiele tematów, ale szanujemy swoje przekonania. Ani ja nie zamierzam ich nawracać, ani oni nie negują mojej wiary.
Pewnie na tym mółbym zakończyć moją odpowiedź Panu „heretykowi”, gdyby nie ton jego wypowiedzi i określenia, których nigdy bym nie użył, bo po prostu tak nie uważam.
    Miarą oceny moralnego poziomu jakiegokolwiek człowieka nie może być „metka” związana z jego deklaracją światopoglądową.
Człowiek podły i niedouczony” nie jest dla mnie synonimem kogoś, kto z przekonania wyznaje materializm, i idąc dalej: uosobieniem cnót i mądrości nie określiłbym kogoś tylko dla tego, że co niedzielę pucuje kolanami kościelną ławę.
    W każdej grupie(wierzących i niewierzących) znajdują się ludzie zasługujących na szacunek, bo są zwyczajnie dobrymi, mądrymi.
Po obu stronach światopoglądowej barykady są także i niedouczeni prostacy, którzy swoje poglądy próbują narzucać innym, bo tak i już!
    Z jednym się zgodzę, że świadomość i wiedza ewoluuje i kolejne pokolenia są bardziej krytyczne w pojmowaniu rzeczywistości.
    To jednak w niczym nie podważa mojego stwierdzenia, że jesteśmy skazani na bycie wierzącymi.
Nauki empiryczne odpowiadają na wiele niewiadomych i pozwalają nam zrozumieć mechanizmy materialnego porządku, ale poza tym wszystkim są pytania: kim jestem, po co żyję, jaki sens ma cierpienie, gdzie jest kres mojego istnienia?
    Może właśnie po to jest: kościół, synagoga, meczet czy inny ośrodek religijnego wsparcia, a by tam każdy mógł uzyskać wsparcie w poszukiwaniu odpowiedzi.
    Dla kogoś deklarującego swój sceptycyzm, czy materializm, takimi doradcami są „przyjaciele mądrości”, jak od wieków określano filozofów i studiując ich dociekania, może szukać odpowiedzi.
    W moich felietonach nie stawiam się w roli kogoś, kto ma prawo zajmować się „pouczaniem owieczek”. Od tego Kościół ma swoich pasterzy: biskupów i kapłanów, którzy winni rzetelnie pomagać w szukaniu odpowiedzi na pytania dotyczące wiary.
Ksiądz w cywilu może tylko sygnalizować, że niekiedy coś jest nie tak w wypełnianiu powierzonego im zadania.
Bo chyba i w przypadku Michała, młodego gniewnego, który zdecydował się na porzucenie religijnej edukacji, coś było nie tak?
Kryspin, 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz