wtorek, 24 października 2017

Więzień kościelnej kraty

                           
   „Mieszkam w małej miejscowości z kilkoma uliczkami, które schodzą się przy niewielkim wzniesieniu, na którym stoi nasz parafialny kościół. W pobliżu, nieco z boku naszej świątyni biegnie uliczka handlowa z małymi sklepikami, w których mieszkańcy dokonują codziennych zakupów, a zaraz obok, o kilkanaście metrów, mamy także dyskont spożywczy z dużym parkingiem i placem, gdzie dodatkowo w czwartki rozkładają swoje stragany obwoźni sprzedawcy i rolnicy z okolicznych wsi.
   Podsumowując: na miejscu mamy wszystko, co jest do życia potrzebne, gdyby nie nasza świątynia, a właściwie to, że w tygodniu jest zamknięta na cztery spusty, niczym jakaś niedostępna twierdza.
Owszem, kościelny otwiera masywne drzwi wejściowe do naszego kościoła na pół godziny przed wieczornym nabożeństwem (ale tylko wtedy, gdy proboszcz odprawia popołudniową mszę, czyli w poniedziałki , środy i w sobotę)
   Jestem osobą wierzącą(jak większość mieszkańców naszego miasteczka) i biorę udział w coniedzielnej mszy, ale niekiedy chciałabym w tygodniu, w normalnym dniu wejść choć na chwilę do kościoła, usiąść w ławce, pobyć z Panem Jezusem tak sam na sam, w ciszy.
   Myślę, że wielu z nas, zabieganych codziennością, także chciałoby  choć na chwilę skorzystać z możliwości takiego spotkania Boga w ciszy kościoła poza czasem liturgii.”

   Przyznam, że także nie rozumiem, dlaczego większość parafialnych kościołów bywa zamkniętych na cztery spusty poza czasem wyznaczonym na liturgię?
   Księża proboszczowie pytani w tej kwestii, przytaczają rozmaite powody: a to ktoś mógłby zaprószyć ogień, a nasza świątynia jest drewniana, a trzeba pilnować drogocennych zabytków przed złodziejami, a w jesienne słoty zabrudziłaby się posadzka i kto to miałby sprzątać?
   Jakiś czas temu sam zadałem takie pytanie mojemu dawnemu koledze, gdy w trakcie naszego spotkania oprowadzał mnie po swoich parafialnych włościach. Najpierw pochwalił się piękną plebanią stojącą pośrodku zadbanego ogrodu. Na koniec zaprosił mnie do kościoła, by pokazać mi odnowiony, zabytkowy ołtarz.
Zanim jednak dostaliśmy się do środka świątyni, przez chwilę mocował się z ciężkimi drzwiami tego przybytku, a później musieliśmy jeszcze sforsować żelazną kratę w kruchcie i nareszcie mogłem z uznaniem podziwiać piękno odnowionych rzeźb barokowego artysty.
Wychodząc zapytałem wprost: dlaczego kościół jest zamknięty w ciągu dnia?
Gospodarz zatrzymał się na chwilę i ze zdziwieniem odpalił: „No a kto by tego wszystkiego pilnował?”
-Ale Pan Jezus jest tu jak więzień, do którego wiernym dostępu bronią kraty niczym w jakiejś twierdzy- dodałem czując niedosyt takiej odpowiedzi.
On znowu spojrzał na mnie zdziwiony i dopowiedział: „Na niedzielną mszę przychodzi mniej niż połowa parafian, a na adorację Najświętszego Sakramentu, którą mamy raz w miesiącu, kilkanaście osób i to wszystko....więc po co ma być stale otwarty?”
    Miałem niedawno urodzinowo-imieninowych gości. Było miło, choć czułem, że to do końca nie było to, czego oczekiwałem. Odwiedzili mnie, bo tak wypadało, a największą przyjemność odczuwam, gdy odwiedza mnie ktoś bliski bez powodu, czy okazji, abyśmy zwyczajnie mogli pobyć ze sobą i może porozmawiać szczerze, jak przyjaciele, którzy zwyczajnie cieszą się sobą.
    On jest stale w kościelnym budynku, o czym przypomina nam czerwona lampka przy tabernakulum i tak sobie myślę, że odczuwa radość, gdy ktoś go odwiedza, tak bez okazji, nawet na chwilę, aby zwyczajnie z Nim pobyć.
    Tak na koniec, czcigodni księża proboszczowie; nie mówcie:” A kto by tego pilnował?
    Mając wśród parafian gorliwe owieczki gromadzące się we wszelakich kółkach różańcowych, oazach, czy innych grupach parafialnej aktywności; możecie zorganizować opiekę nad Jego domem nieustannie, tak by był”bezpieczny”, a ci mniej gorliwi, gdy pod nakazem serca zechcieliby pobyć z nim w ciszy pustego kościoła, nie odbijali się od zamkniętych drzwi.
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz