wtorek, 8 sierpnia 2017

Toaleta przy kościele.


Przyznaję, że po każdym artykule, z wielką przyjemnością czytam na mojej skrzynce mailowej listy od czytelników.
Staram się odpisywać na każdy z nich, niezależnie, czy piszący zgadzają się z moim stanowiskiem, czy mają odmienne zdanie.
Są także takie maile, w których dostaję prośby, by w kolejnych artykułach poruszyć jakiś temat nurtujący czytelników.
Właśnie w takim tonie napisał do mnie starszy mężczyzna i przyznaję, że zaskoczył mnie problemem, z którym się zwrócił:
„....Zawsze czytam Pana artykuły z wielkim zainteresowaniem. Sam kiedyś chciałem być księdzem, ale dobrze, że nim nie jestem. Kiedy widzę rozbieżność między tym co mówią, a co robią, to gdyby to widział Jezus, to pewnie nie chciałby być jednym z nich. A przecież podobno gdzieś napisano, że”nie słowa, ale czyny twoje zostaną policzone”.
Zadaję sobie często pytanie o to, czy modlitwa polega tylko na bezmyślnym klepaniu paciorków, zaliczaniu pielgrzymek, klęczeniu z przekrzywioną głową itd.?
Nie!!! Po stokroć nie!!! Ona polega na codziennym czynieniu dobra, czyli na robieniu dobrych uczynków oraz na realizowaniu(a nie tylko na gadaniu) codziennie aktów miłosierdzia. Jest to znacznie trudniejsze, aniżeli klepanie paciorków.
Podam tylko jeden przykład. Przy wielu kościołach istnieją toalety, wybudowane nawet przed wojną(pamiętam to!) Ale dlaczego są one zawsze zamknięte?
Kiedy zwróciłem się do kilku proboszczów z prośbą o codzienne(nie tylko w niedzielę) stałe udostępnienie ich wiernym, odpowiedzieli, że nie jest to możliwe(choć były otwarte przed wojną), ponieważ mogliby korzystać z nich:narkomani, tzw. „ciemny element”, drobni złodzieje, niszczyciele sprzętów, a może nawet prostytutki itd!
To ja zapytałem, czy to także nie są nasi bliźni, którym szczególnie należy okazywać miłosierdzie?
Bo nie chodzi tylko o puste gadanie o miłosierdziu, ale na czynieniu dobra!
Jest przecież wiele kobiet w ciąży, małych dzieci, seniorów, mężczyzn z problemami prostaty, osób z problemami dróg moczowych itp. którzy ciągle muszą korzystać z takich przybytków.
A że przy tym nieco nabrudzą, to co z tego? Nawet jeśliby trzeba było po nich posprzątać, nawet kilka razy dziennie. Jest to problem, ale tylko dla tych wygodnickich proboszczów, którzy trzymają głowy zadarte wysoko i starają się unikać trudu....”
Przez chwilę zastanawiałem się nad tym nietypowym problemem o którym napisał ten człowiek, ale zaraz przypomniałem sobie, że to ma sens.
Papież Franciszek, specjalista od zadziwiania swoich współpracowników, poszedł przecież o wiele dalej, udostępniając bezdomnym watykańskie prysznice. Do tego zaprosił okolicznych fryzjerów, by za darmo tam strzygli biedaków. Nie poprzestał jednak tylko na tym, bo obok łaźni polecił urządzić jadalnię, by tam ich częstować posiłkami( w których nota bene sam często uczestniczy)!
Jest jeszcze coś niesamowitego w tym wszystkim, co możemy zaobserwować, gdy media pokazują takie „wydarzenia” zza Spiżowej Bramy. Ojciec Święty tryska radością i widać, że nie jest to uśmiech na potrzeby wizerunku. On autentycznie jest wtedy szczęśliwy!!
„Nie słowa, ale czyny twoje zostaną policzone"
Może warto mieć to na uwadze czcigodni zarządcy parafialnych trzódek?
Pomysł starego człowieka z kościelnymi toaletami nie jest wcale taki absurdalny....
A gdyby tak jeszcze go poszerzyć?
Gdyby przy parafiach stworzyć miejsca do przywracania higieny, w których biedni, bezdomni, nawet ci, co w oparach alkoholowego nałogu zatracili zapach czystego ciała, mogliby poczuć się na nowo ludźmi, to nie byłby to wspaniały uczynek wrażliwości wierzącej wspólnoty?
A koszty, trud poniesiony, by takim zagubionym owieczkom okazać odrobinę serca?
One nie są wcale takie duże, gdy zważymy na to, że te uczynki miłosierdzia, po stokroć zostaną zapisanie jako bilet wstępu do wiecznego przeznaczenia nas wszystkich!
Kryspin, 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz