wtorek, 22 sierpnia 2017

Węzeł gordyjski



     Oboje są już w „słusznym” wieku (tak mniemam po długim małżeńskim stażu).
Kiedyś połączyła ich miłość, która przetrwała wiele lat i zaowocowała potomstwem, bardzo już dorosłym (wszyscy mają swoje rodziny).
    Kobieta w tym związku zadbała o ich religijne (katolickie) wychowanie i sama przez lata dochowała wierności wierze uczestnicząc systematycznie w niedzielnych nabożeństwach z jednym, ale jakże dla niej bolesnym ograniczeniem.
   Od lat nie może cieszyć się pełnią sakramentalnego życia, bo systematycznie spotyka się z odmową rozgrzeszenia.
Powodem tego jest fakt, że przed laty pokochała mężczyznę innego wyznania. Miłość jej życia, ojciec ich dzieci co niedziela chodzi do cerkwi, gdzie pielęgnuje tradycję wiary swoich przodków.
   Aby przypadek zdał się jeszcze bardziej zawiły, niewiasta napisała, że ich związek od lat (od czasu choroby nowotworowej jej ukochanego), nie jest „konsumowany” w ludzkim rozumieniu.
Po takim bagażu informacji moja rozmówczyni zapytała mnie jakie widziałbym rozwiązanie jej problemu?
    Pozornie sprawa wydała mi się banalnie prosta i dlatego odpisałem, aby zwyczajnie zawarli kościelny ślub w formule sakramentalnego związku katolika z osobą innego wyznania i sprawa załatwiona.
Gdyby jednak z jakiegoś powodu nie zamierzali pójść tą drogą i zostawić wszystko po staremu, to istniała przecież jeszcze inna przesłanka( wspomniała o niej pisząc o chorobie ukochanego), która otwierała drzwi do pełni sakramentalnego życia zatroskanej niewiasty.
    No i przeliczyłem się z moim optymizmem, o czym świadczył kolejny mail, gdy już od pierwszych słów odpowiedziała zdecydowanym tonem: ”Nie zamierzamy nic zmieniać w naszym związku!”
   W pierwszej chwili poirytowała mnie taka odpowiedź, ale gdy przeczytałem dlaczego w takim tonie wyraziła swój sprzeciw wobec moich sugestii, zrozumiałem.
   Kobieta uzasadniła swój sprzeciw wiarą i przekonaniem religijnym jej i życiowego towarzysza także.
Nie mogli zawrzeć związku małżeńskiego w kościele katolickim (w formule sakramentu z osobą innego wyznania), gdyż to równałoby się z wykluczeniem jej ukochanego z kościoła prawosławnego, a w przypadku ślubu w cerkwi, to ona musiałaby przejść na prawosławie.
Oboje pragnęli zachować swoją wiarę i przez lata starali się być dobrymi członkami swoich religijnych wspólnot:ona kościoła, a on cerkwi.
Pewnego razu jeden z kapłanów poinformował ją, że znalazł „sposób”, aby mogła otrzymać rozgrzeszenie.
Zaprosił oboje do biura parafialnego i podsunął im do podpisu zobowiązanie, iż od tej pory ich związek będzie „białym” (czyli, że deklarują trwałą rezygnację z cielesnych zbliżeń)
Zszokowana kobieta odpowiedziała:
-”Codziennie modlę się o to, aby Dobry Bóg przywrócił mojemu ukochanemu zdrowie, a wtedy pierwsza będę pragnęła cielesnego spełnienia z nim, bo go kochałam, kocham i zawsze będę kochała, więc nie mogę tego podpisać!”
Innym razem, pobożny zakonnik odesłał nieboraków do Sądu biskupiego, który winien rozeznać ich problem.
I tak ten swoisty „gordyjski węzeł” trzyma ich w swoich pętach po dziś dzień!
A mnie się wydaje, że jedynym, koniecznym rozwiązaniem dla nich jest to, aby trafili na mądrego kapłana, który ucieszyłby się co najmniej dwoma powodami, dla których zasługują na pełnię praw w kościele i w cerkwi:
Pierwszym jest ich wierność swojej wierze, a drugim miłość wzajemna, pielęgnowana przez lata.
Każde(także kościelne)prawo winno pomagać człowiekowi być: dobrym, prawym, uczciwym wobec Boga i ludzi; a takim się staje, gdy kieruje się miłością!
Kryspin 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz