„Wiele lat obserwuję otaczającą
mnie rzeczywistość i zwróciłem szczególną uwagę na działania
KK. Przypomina mi się również pewien cytat:”Prędzej wielbłąd
przejdzie przez ucho igielne”. Obraz, który widzę na co dzień,
jest zatrważający. Wygląda na to, że większość (i to
znakomita)” pracowników” KK nie chce się dostać do miejsca, o
którym tak chętnie opowiadają...
Reszta wniosków sama się nasuwa i nie
muszę ich tutaj przytaczać. Pozdrawiam”-
Podpisany imieniem i nazwiskiem
czytelnik.
Jeden z wielu listów, po którym
moi mailowi rozmówcy oczekują, że wpiszę się w ten nośny trend
wyliczania bogactwa, w jakim pławi się Kościół i gorszącego
zachowania jego „pracowników”, łączących swoją aktywność
zawodową (powołanie) z mamoną.
Teraz powinienem pobawić się w
wyliczankę(najlepiej popartą przykładami) : podać miejsca
(parafie) i nazwiska kapłanów, którzy posiadają luksusy, niekiedy
niedostępne dla maluczkich.
No mógłbym jeszcze pojechać po
hierarchach, mających do swojej dyspozycji samochody z najwyższej
półki dilerskich salonów.
I na koniec „wisienką na torcie”,
byłby przykład zakonnika -biznesmena, który w podległych mu
mediach modlitewne zdrowaśki przeplata numerem konta, na które
pobożne duszyczki winny wpłacać spore datki.
Zawiodę jednak( i pewnie kolejny
raz spotkam się z zarzutem o sprzyjanie moim dawnym kolegom-kapłanom
KK) i nie wpiszę się w tę wyliczankę katolików(i pewnie nie
tylko tych praktykujących), będącą tematem rozmów przy
niedzielnym placuszku zajadanym w otoczeniu najbliższych.
Przed kilkoma laty w Indiach, kraju
wielkim jak kontynent i ludnym ponad wyobrażenie, pojawił się
inwestor (Anglik z urodzenia) i założył tam fabrykę produkującą
tkaniny. Pewnie był jednym z tysięcy inwestorów, którzy w tym
wielkim i biednym kraju zwietrzyli szansę na tanią siłę roboczą,
przez co mogli liczyć na szybkie wzbogacenie się.
Ten człowiek był jednak inny. W jego
zakładach(zatrudnia kilka tysięcy pracowników), ludzie zarabiają
dwa razy więcej, aniżeli pracownicy podobnych firm rozsianych na
terenie tego wielkiego kraju. Ekscentryczny biznesmen nie robi tam
interesu życia- nie pławi się w luksusie, jeździ skromnym
samochodem i zostawia dla siebie kilkaset dolarów, bo stwierdził,
że to mu wystarcza, a i tak żyje na całkiem dobrym poziomie.
Może teraz trochę bliższy nam
przykład.
Człowiek, którego znają chyba
wszyscy. Lider wielkiej partii, który na co dzień budzi w naszym
społeczeństwie skrajne emocje-od uwielbienia po nienawiść.
Pewnie wzorem innych liderów
politycznych powinien poużywać luksusu bogactwa, a poprzestaje na
skromnym, lekko już znoszonym garniturze i mieszka w leciwym
szeregowcu, który pewnie odziedziczył po rodzinie.
Ktoś powie, że jest już w wieku, gdy
nie przykłada się wagi do dóbr materialnych i nie ma rodziny(poza
kotem), więc po co mu góra bogactwa?
On pewnie myśli podobnie, bo
zrezygnował z dobrodziejstwa comiesięcznej emerytury, którą
przeznacza na cele charytatywne i zadowala się poselską dietą(
choć pewnie teraz ktoś zauważy, że ona wcale do małych nie
należy i to prawda)
Łatwo potrafimy wyliczać nadmiar
innym i słusznie zauważamy, że w przypadku ludzi Kościoła to
szczególnie razi.
Pozwolę sobie jednak zauważyć,
że KK (Kościół katolicki) to nie tylko ludzie w sutannach, ale my
wszyscy, którzy stanowimy wspólnotę w nim.
A gdyby tak każdy z wiernych
parafialnej trzódki oddawał na rzecz biedniejszych, powiedzmy 10%
ze swoich zarobków (tych ponad przeciętnych!), to może byśmy się
czuli trochę lepiej i to „igielne ucho” nie byłoby czymś
niemożliwym do przebrnięcia?
I może na koniec warto przypomnieć
sobie przypowieść Chrystusa o Bogaczu i Łazarzu?
Na końcu naszego ziemskiego czasu
Bóg będzie rozliczał nas z wrażliwości wobec naszego bliźniego,
każdego z nas: tego w sutannie, ale i chodzącego w krawacie
biznesowego sukcesu także!
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz