wtorek, 16 czerwca 2015

Jak mam z tym żyć?

     Kilka tygodni temu przeczytałem w necie wywiad, jakiego udzielił pewien znany aktor, można rzec-celebryta.
Lubiłem jego role filmowe i wrażliwość na sprawy duchowe, którą przejawiał pisząc poezję.
Ten wywiad nie dotyczył jednak jego dokonań artystycznych, a rozmowa traktowała o religii, a konkretnie o sprawach Kościoła katolickiego.
Przyznam, że byłem zaskoczony goryczą wypowiedzi tego człowieka.
     W swej ocenie zawarł wielki żal do poczynań tej instytucji na przestrzeni dziejów, a zwłaszcza dzisiaj.
Nie chodzi o to, że działanie Kościoła określił mianem :"zbrodniczego", bo takie określenia zwłaszcza niedawno mogliśmy usłyszeć z ust etatowych wrogów religii[choćby pani Senyszyn czy innych wieścicieli swobody bez religii]
    W jego przypadku wybrzmiewała nuta smutku i żalu, że przeżył okropny zawód wiarą!
Gdy czytałem wywiad z nim, nie umiałem powiedzieć sobie jednak:Eee tam, następny wróg duchowych wartości, wojujący ateusz i kropka!
    Kilka dni temu rozmawiałem z pewnym ex Jezuitą, który opuścił wspólnotę zakonną kilka lat temu będąc wybitnym naukowcem, ekspertem od spraw wiary, profesorem teologii z ogromnym dorobkiem litertury "fachowej".
Naszą krótką rozmowę skwitował:" Nie obchodzą mnie już sprawy Kościoła, zwłaszcza katolickiego.
Uważam, że wszystkie religie instytucjonalne, w tym także Kościół katolicki, zdewaluowały się kompletnie i zabieranie głosu, czy wyrażanie troski w tych sprawach jest zwyczajną stratą czasu!"
     A mnie to jednak niepokoi!
     Dwaj przytoczeni powyżej ludzie mogliby spowodować we mnie konkluzję dla moich przemyśleń:
Jeśli człowiek wrażliwy na duchowe doznania mówi to, co przytoczyłem; jeśli dokłada do tego swoje umysł "fachowca" od spraw wiary- to prosty wniosek powinien nasunąć się sam, a mnie to jednak niepokoi!
Niepokoi mnie i smuci to, że jest tak jak jest!
     Mój niepokój narasta każdego dnia, gdy otrzymuję nowe informacje o ludzkich tragediach, które przeżywają tysiące tych, którzy zawierzyli Bożej Miłości,a jednak nadal pokładają nadzieję w słowach Nauczyciela z Nazaretu!
W mailach, które otrzymuję każdego dnia nie ma żalu, czy oskarżeń wobec Kościoła, a przejawia się w nich tylko smutek winy, którą biorą na siebie ci, którzy są nadal wierzącymi ludźmi!
To budzi mój największy niepokój i smutek także, że Kościół doprowadza maluczkich do tak wielkiego poczucia winy, że często nie potrafią z tym żyć.
     Dziś napisała do mnie kobieta, która w swoim życiu przeżyła dwie tragedie, bo pokochała i jest jest bardzo wierzącą osobą.
Nie będę opisywał szczegółów jej tragedii, bo traktuję jej wypowiedź jak rodzaj spowiedzi, ale przytoczę tylko jej ostatnie słowa: "jak mam dalej z tym bólem żyć?"
Jeśli ona pozwoli, to opiszę jej tragiczną miłość w trzeciej książce, która będzie nosiła tytuł::"Zaufana koloratka- grzechy miłości".
Gdy powstała "Zakochana koloratka- 10000 dni", sądziłem, że jest to jedyna moja książka zrodzona z bólu po stracie miłości.
Później po licznych rozmowach z czytelnikami, gdy otwarcie artykułowali w nich swoje żale związane z Kościołem, postanowiłem przeanalizować dlaczego to, co w założeniach i w pierwszym zamyśle Twórcy tej  instytucji miało wytyczać prostą drogę ku Nadziei, stało się wyboistym wertepem. I dlatego powstała "Zatroskana koloratka-Pasterze i najemnicy"
I znowu myślałem, że będzie to ostatnia moja książka o tych sprawach.
Jaki jednak jestem niekonsekwentny, bo siedzę obecnie nad "Zaufaną koloratką", ale czuję, że jestem to winien tym wrażliwym osobom, które wołają cicho:"Jak mam z tym żyć?"
Kryspin



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz