środa, 7 lutego 2024

 

Finanse Kościoła

W jednej ze stacji komercyjnych odbyła się ostatnio debata na temat kondycji finansowej Kościoła w Polsce.

Dwaj zaproszeni specjaliści podzielili się uwagami na temat kasy kościelnego poletka i zgodnie stwierdzili, że trudno jednoznacznie zawyrokować czy ta instytucja jest tak majętna jak to powszechnie się uważa.

-”W kościelnej rzeczywistości mamy wspólnoty zasobne finansowo i są to najczęściej parafie duże, miejskie, ale na drugim biegunie dalece niedomagające małe parafie wiejskie, w których często przeważają biedni emeryci, kiedy młodzi przenieśli się do większych ośrodków i tam realizują swoje marzenia o dobrobycie...”- zauważył pierwszy dyskutantów.

Drugi z zaproszonych dołożył do jego wypowiedzi jeszcze aspekt laicyzacji, która ma także istotny wpływ na dochody kościelnych włodarzy.

I to było na tyle, można by podsumować tę dyskusję, która ni jak nie przybliżyła słuchaczom wiedzy na temat kasy w Kościele.

No może jeszcze należałoby wspomnieć, że obaj podzielili pogląd, iż wiernym nie podoba się nadmierny fiskalizm, który proboszczowie niektórych parafii uczynili sposobem na zdobywanie środków potrzebnych im na bieżącą działalność podległych im wspólnot.

Przyznam, że po tej pond półgodzinnej dyskusji nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż zaproszeni do programu dyskutanci bardzo oszczędnie dzielili się swoimi spostrzeżeniami, jakby bali dotknąć się problemu, o choćby delikatnych sugestiach mogących uzdrowić te niezręczności, tego nie wspominając.

Jednego im jednak nie można odmówić, bo obaj wpisali się w swoistą zmowę milczenia, którą także od wieków stosuje Kościół pytany o kasę.

Dla nikogo nie jest tajemnicą, że ta instytucja mająca w swoim DNA hierarchiczną podległość poszczególnych ogniw, jest w rzeczywistości tworem zakorzenionym w mentalności feudalnego podporządkowania oplecionego ideą monarchii absolutnej z dworem mieszczącym się w watykańskiej centrali i nikomu nie powinno nawet przemknąć przez myśl, aby dociekać o finansowanie tego tworu.

Taka filozofia przyświeca na każdym szczeblu Kościoła, od małej, wiejskiej parafii poprzez kurialne zakamarki aż po dykasterie rzymskiej centrali.

Pewnie, że można i tak, ale mamy XXI wiek i świat poszedł daleko od tamtego czasu i wierni też już nie są taką bezrefleksyjną masą, a na dodatek chcieli by wiedzieć więcej, zważywszy, że dotyczy to ich ciężko zarabianych pieniędzy i zwyczajnie chcieliby mieć przejrzystość, kiedy przychodzi się im nimi dzielić.

Kościół polski przez ostatnie lata przyzwyczaił się do tego, że nie tylko wyciąga rękę po coniedzielną tacę, ale nie gardził także sowitymi dotacjami na swoją rzecz, które corocznie zasilały jego budżet, no i na koniec te pensje dla katechetów w sutannach (i nie tylko), to grosz nie do pogardzenia.

Lata dziewięćdziesiąte minionego wieku były szokiem dla wielu przedsiębiorstw. Dawny układ opieki państwa chroniący nieudaczników przed bankructwem przestał obowiązywać i ci, którzy nie zdobyli się na otwartość nieuchronnych reform, zwyczajnie popłynęli, nie ma ich już.

Dla Kościoła ten ostatni dzwonek na reformę, także obejmującą jego finanse, właśnie teraz wybrzmiewa i jest on swoistym mementum dla niego.

Idą trudne czasy, kiedy państwo może zakręci kurek dotacyjnego wsparcia, a postępująca laicyzacja skutecznie uszczupli coniedzielną tacę, a i z pozostałych źródełek ofiary będą coraz skromniejsze, to musi obudzić wolę zmian.

Paradoksalnie uważam, że nadchodzące lata mogą być jednak szansą dla polskiego Kościoła, jeżeli nie prześpi tego czasu.

Przejrzystość finansowa to pierwszy krok i szansa na nowy początek dla tej instytucji.

O pozostałych krokach pozwolę sobie powiedzieć za tydzień, kiedy przedstawię skromne sugestie Księdza w cywilu.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz