wtorek, 21 grudnia 2021

Czy Bóg kolejny raz przegrywa?

 


Jak co roku pod koniec grudnia w naszych kościołach będzie przypominany fragment z Ewangelii św. Łukasza o narodzinach przyszłego Zbawiciela, który przyszedł na świat w bardzo nieciekawych okolicznościach.

Ubogi cieśla, wraz z poślubioną Maryją, odpowiadając na wezwanie cezara Augusta, przybył do swojego rodowego miejsca pochodzenia, Betlejem.

Ewangelista dość szczegółowo relacjonuje okoliczności narodzin ich dziecka, które na świat przyszło w skalnej grocie, miejscu przeznaczonym na tymczasowe schronienie dla bydła, bo jak zaznaczył św. Łukasz:”Nie było dla nich miejsca w gospodzie”. Pewnie przemilczał przykrą przyczynę ich niedoli jaką z pewnością był fakt, że Józefa zwyczajnie nie było stać na opłacenie bardziej stosownego miejsca dla swojej rodziny.

I na tym można by zakończyć opis tego paradoksu historii, w którym najważniejsze wydarzenie dokonało się w tak spektakularnie przykrych okolicznościach, ale może warto pochylić się nad tym Bożym planem, po przecież dla nikogo nie jest tajemnicą, że to On wybrał takie okoliczności do narodzin swojego Syna.

Bóg wybrał te okoliczności, w których jego najważniejszy posłaniec od pierwszej chwili skazany został na bycie poza historią toczącą się tak niedaleko, ale jednocześnie na tyle odległej, że tylko nielicznym dane było bezpośrednio przeżywać ten cud ostatecznego zbliżenia Boga ze swoim ludem.

Pewnie dopiero po czasie wielu z wyznawców Nauczyciela z Nazaretu odczuwało swoisty wstyd, że przegapili początek historii jego pojawienia się pośród nich. Nie dało się jednak cofnąć czasu, choć wielu bardzo dużo by dało, aby naprawić przegapioną szansę.

Z takim moralnym kacem, choć może po latach, musieli się mierzyć także właściciele rozsianych wokół Betlejem zajazdów i ci, którzy w tamtym czasie gościli się w ich wnętrzach, i pewnie u niejednego tłukły się myśli typu: „gdybyśmy wiedzieli”, ale to już był tylko spóźniony żal.

Dla nas to już bardzo odległe czasy, kiedy Bóg narodził się w judzkim miasteczku i pozostało już tylko wspomnienie tamtych zdarzeń, które dzięki tradycji wiary naszych przodków zostało nam zadane, abyśmy mogli być częścią depozytu tego zdarzenia.

No i tu rodzi się problem, jakby historia miała zatoczyć koło, bo trudno nie odnieść wrażenia, że sprawa zbratania się Boga ze swoim ludem, kolejny raz zdaje się przegrywać z biegiem czasu.

Dziecię narodzone w betlejemskim żłobie zdaje się ponownie przegrywać z tym co jest dzisiaj.

Owszem, prawie z każdego kąta naszego życia zdają się wręcz krzyczeć wszelkiego rodzaju reklamy, że zbliża się ten wyjątkowy czas, kiedy zatrzymamy się w codziennym pędzie i zasiądziemy w gronie najbliższych przy odświętnych, suto zastawionych stołach, aby cieszyć się tym magicznym dniem.

Magicznym, czyli jakim?

Czy nadal będzie to rozpamiętywanie wydarzenia sprzed wieków, które było początkiem naszego odkupienia?

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że istota przeżywania betlejemskiego cudu jakoś zbladła, albo wręcz rozmyła się w naszym dzisiejszym świecie.

Owszem, na ulicach naszych miast kolorowe iluminacje podkreślają wyjątkowość obecnego czasu, ale małego Jezusa trudno szukać w świątecznych ozdobach, bo tam królują kolorowe bombki, ewentualnie symbole śnieżnych płatków.

W przedświątecznym zabieganiu media karmią nas inflacją ubolewając na wszędobylską drożyzną i ani słowa o tym co jest istotą tego czasu, który determinuje zbliżenie się Boga, który narodził się w biedzie, a jednak dał nam radość nadziei.

Jeżeli do tego dołożyć propagowanie poprawności wobec tych, dla których te święta niewiele w sobie niosą i należy dlatego unikać „drażniących” ich symboli, to trudno nie odnieść wrażenia, że kolejny raz mały Bóg przegrywa walkę o nasze sumienia.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz