wtorek, 6 kwietnia 2021

Waka o ogień

 


No i udało się!

Kościoły pomimo trzeciej fali pandemii covid-19 pozostały otwarte i wierni mogli zaspokoić swoją potrzebę wspólnego przeżywania największej tajemnicy naszej wiary jaką bezsprzecznie był cud wielkanocnego poranka.

Na nic zdały się protesty i nawoływania, którymi od tygodni karmili się zwolennicy zamknięcia na cztery spusty tej instytucji, pomimo tego, że posiłkowali swoje żądania troską o zdrowie nie tylko owieczek Kościoła, bo akurat na ich dobrej kondycji pewnie za bardzo im nie zależało, ale zawsze można było wyrazić swój niepokój o tych pozostałych, na których paskudny wirus mógłby sobie poużywać.

Trzeba otwarcie powiedzieć, że ci anty byli na przegranej pozycji już od wielu tygodni, i nie dlatego, że musieli się mierzyć z oddolnymi głosami prokościelnych apologetów w rodzaju pani Godek, która na kilka dni przed Wielkanocą w mediach wyraziła stanowczy głos w obronie prawa do publicznej manifestacji wiary w podcieniu świątynnych budowli, co zresztą stało się okazją do słownego poparcia niektórych hierarchów; ale ich porażkę zaklepano już wcześniej, kiedy Episkopat dogadał się z rządzącymi w tej materii.

Kościół w całej swojej historii już nieraz musiał mierzyć się z przeciwnościami.

U zarania jego dziejów takowymi były prześladowania za czasu Cesarstwa Rzymskiego, kiedy wyznawcy Jezusa z Nazaretu obficie zraszali swoją krwią cyrkowe areny antycznego imperium i byli uznawani za śmiertelnych wrogów starego porządku.

I z tego doświadczenia Kościół wyszedł wzmocniony.

Aby nie zanudzać nadmiarem historycznych przykładów, ograniczmy się tylko jeszcze do czasu, kiedy wiernym, przynajmniej w naszym polskim Kościele było pod górkę.

Powojenny okres budowania nowego ładu, kiedy rządzącym marzył się człowiek całkowicie wolny od „opium dla ludu”, sprawa ludzi wierzących nie tytko stała się problemem dla rządzących, ale i powodem szykan, jakim byli poddawani ci, którzy manifestowali swoje przywiązanie do Kościoła.

I znowu z tego bolesnego doświadczenia Kościół wyszedł zwycięsko wzmocniony.

Nie trudno doszukać się analogii w tym, czego doświadcza ta instytucja obecnie, choć wróg może mniej oczywisty i można go dostrzec tylko pod mikroskopem, ale jest.

Kolejny raz los zdaje się mówić: sprawdzam, kiedy z powodu pandemicznych obostrzeń władze zdecydowały o konieczności działań prewencyjnych, które dotknęły wiele dziedzin życia, także dotyczącego sfery ducha.

Tym sprawdzianem w odniesieniu do Kościoła, byłoby współdziałanie dla dobra wszystkich, a wyrazem tego byłaby zgoda na czasowe zamknięcie świątyń, aby ograniczyć do minimum możliwości zarażania się.

Tak jednak się nie stało, i tu otrzymaliśmy próbkę „watykańskiej dyplomacji” naszych hierarchów, którzy z jednej strony zdawali się podzielać powszechny niepokój i łaskawie udzielili wiernym dyspens od obowiązku niedzielnych mszy, ale zaraz potem zaznaczyli, że liturgia w TV, to jednak nie to samo, co rzeczywisty udział w kościelnych ćwiczeniach.

Wśród wielu zmagań z przeciwnościami Kościół wychodził wzmocniony, ale nie zawsze i nie wszędzie.

Ponad dwa wieli temu w niedalekiej Francji dane mu było toczyć walkę o rząd dusz z wolnościowymi marzeniami tamtejszego ludu, i przegrał tę batalię będąc związanym z królewskim dworem.

Skutki tamtej porażki po dziś dzień francuskiemu Kościołowi odbijają się czkawką, którą próbowano wytłumaczyć laicyzacją.

Nasz Episkopat zdaje się prowadzić walkę o swoisty ogień wiary w oparciu o przyjaźń z obecną władzą.

Nie należy jednak zapominać, że czas każdej władzy kiedyś dobiega końca i płomienie, które miałyby gwarantować przetrwanie, szybko mogą zmienić się w niszczycielską pożogę.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz