niedziela, 21 marca 2021

Dziurka od klucza

        Nasze życie uległo zmianie, i nie chodzi tu o nieuniknione, którym epatuje świat ze swoim postępem, bo w ostatnim czasie ono zostało przymuszone do zmian wszechobecnym wirusem najbardziej odciskającym swoje piętno na naszym osobistym zachowaniu.

Praktycznie każda dziedzina naszej aktywności została naznaczona piętnem tej zarazy.

Chyba już przyzwyczailiśmy się do pustych stadionów, sal koncertowych czy kin, a galerie handlowe przestały już być celem rodzinnych rozrywek, bo nawet trudno w nich posiedzieć przy słodkim deserze, kiedy spotykamy się z informacją, że łakocie czy inne pyszności są tylko na wynos.

Z odpryskami pandemii musi się mierzyć także Kościół, kiedy obostrzenia regulują nawet ilość wiernych w trakcie niedzielnych mszy i w mglistych barwach rysuje się perspektywa rodzinnego przeżywania wszelakich religijnych uroczystości.

Nadchodzące święta wielkanocne kolejny raz pewnie będą dotknięte zakazami i radość ze Zmartwychwstania będzie wyciszona niepewnością jutra, a plany naszych milusińskich szykujących się do pierwszego spotkania z Chrystusem Eucharystycznym, także zdają się wielką zagadką.

Póki co musimy godzić się z tą sytuacją i jedyne co nam zostaje, to życie nadzieją, że przecież kiedyś powróci normalność.

Niestety taką nadzieją nie może żyć Kościół, bo jego kłopoty nie pojawiły się wciągu ostatniego roku, a jedynie się zaogniły.

Problemem tej instytucji jest nienadążanie za zmianami, jakie niesie ze sobą świat, co starał się ostatnio zdiagnozować znany teolog ks. prof. Michał Heller w trakcie wywiadu, którego udzielił jednemu z portali internetowych.

Katolicki uczony dokonał swoistej retrospekcji poszukując przyczyn obecnego kryzysu Kościoła, odwołał się do jego nie zawsze chlubnej historii obfitującej niezliczoną ilością konfliktów wewnątrz tej instytucji, co owocowało niedomaganiem i kolejnymi kryzysami.

To wszystko jednak już jest tylko historią i pozostaje tu i teraz.

Generalnie Kościół przegrywa konserwatywnym oporem przed zmianami, co profesor zdefiniował pod koniec wywiadu:

...”Nie da się otworzyć nas współczesność, tkwiąc w starych strukturach i myśląc starymi kategoriami.

Uroczyste deklaracje, wygłaszane nawet w słusznych sprawach, jeżeli nie idą za nimi słuszne działania, nie stanowią otwarcia, lecz najwyżej beznadziejną próbę wychylenia się przez dziurkę od klucza....”

Dopełnieniem do tej smutnej konstatacji staje się ostatnie wystąpienie gospodarza Krakowskiej Archidiecezji, arcybiskupa Jędraszewskiego, który na spotkaniu z kapłanami wyraził ubolewanie z lawinowo rosnącej liczby aktów apostazji (oficjalnego wypisania się z kościelnych statystyk) wśród owieczek tamtejszej wspólnoty.

Antidotum na ten problem miałby być apel, który winni kierować duchowni do zbuntowanych, którym trzeba ukazywać Kościół jako ich Matkę i jednocześnie Ojca syna marnotrawnego, który nieustannie czeka na jego refleksję i samokrytyczny, pokorny powrót do wspólnoty.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że arcypasterz nie postarał się dociec przyczynom, dla których niektórzy wierni decydują się na tak spektakularny akt odejścia, i nie zauważa, że prawie zawsze za takim krokiem znajduje się coś więcej nad fanaberię rozkapryszonego dziecka.

-Jeżeli ktoś ponosi winę, to z pewnością nie my-to jedyne co wybrzmiewa ze słów Arcybiskupa.

Trwałość starych struktur i myślenie starymi kategoriami to rzeczywiście największy zgryz Kościoła, czego niestety nie zdają się zauważać ci, którzy póki co starają się szukać winy wszędzie i u wszystkich, skwapliwie nie zauważając belki we własnym oku.

Kryspin 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz